Przejdź do głównej zawartości

Posty

Co to znaczy być silną naprawdę – czyli o sile, która nie krzyczy

Niektórzy myślą, że siła to brak łez. Że to pewny krok, głośny głos i wieczne „dam radę”. Ale prawda jest inna. Prawdziwa siła to ta, która nie potrzebuje aplauzu. To ta, która siedzi cicho na podłodze, kiedy wszystko się wali – i mimo łez, próbuje wstać. To ta, która przyznaje się do zmęczenia, do bólu, do słabości. To ta, która mówi: „dziś nie dam rady” – i nie czuje się przez to gorsza. Bo siła nie zawsze walczy. Czasem siła to odpuszczenie. To pozwolenie sobie na odpoczynek. To łagodność wobec siebie, kiedy ciało odmawia współpracy, a głowa gubi sens. Być silną – naprawdę – to nie znaczy być niezniszczalną. To znaczy być prawdziwą. Z pęknięciami, ze zwątpieniami, z dniami, w których jedynym zwycięstwem jest… przeżycie. I to wystarczy. Wystarczy, by uznać siebie za silną. Nie dla świata. Dla siebie.
Najnowsze posty

Wszystko przeze mnie

Ostatnio coraz częściej mam wrażenie, że wszystko jest przeze mnie. Tego nie można — bo nie dam rady. Tamtego nie można — bo jestem chora. Czasem, aż wstyd się przyznać, myślę sobie: „Może lepiej by było, gdyby mnie nie było”. Nie z jakiegoś dramatycznego powodu. Po prostu... wszystko byłoby łatwiejsze. Nie trzeba by było planować dnia pod moje ograniczenia. Nie trzeba by było rezygnować z wyjazdów, z aktywności, z życia. Moja rodzina mogłaby odetchnąć pełną piersią. Nie musieliby się martwić, czy dam radę, czy znów coś się pogorszy, czy mnie boli. A mnie? Mnie nie byłoby przykro. Bo wtedy nie byłoby też tego codziennego ciężaru, który noszę nie tylko w ciele, ale i w głowie. To nie jest wpis z serii „szukam litości”. To jest wpis z wnętrza zmęczenia. Z miejsca, gdzie człowiek nie chce niczego więcej niż tego, żeby jego istnienie nie było dla nikogo ciężarem. Wiem, że to, co czuję, jest efektem bólu, bezsilności i zmęczenia chorobą. Ale wiem też, że te myśli się pojawiają. I jeśli się ...

Nie wszystko widać na pierwszy rzut oka – o niewidocznych zmaganiach

Nie zawsze widać zmęczenie. Nie zawsze widać ból. Nie zawsze widać, że komuś brakuje sił, by wstać z łóżka, ubrać się, zjeść śniadanie. Czasem ktoś się uśmiecha – ale tylko dlatego, że tak łatwiej. Bo wtedy nie trzeba tłumaczyć. Bo wtedy nikt nie pyta. Bo wtedy można przez chwilę udawać, że wszystko jest w porządku. A przecież wiele z naszych zmagań dzieje się w środku. W ciele, które boli, chociaż na zewnątrz wygląda „normalnie”. W głowie, która toczy własne bitwy – z lękiem, ze wspomnieniami, z niepewnością o jutro. W sercu, które pęka po cichu, ale nadal bije. To nie jest lenistwo. To nie jest przesada. To nie jest „wymówka”. To jest życie, które czasem rani. Które wystawia na próbę. Które zmusza do zwolnienia, zanim człowiek sam się zatrzyma. Dlatego tak ważna jest życzliwość. Nie ta wielka, górnolotna – tylko ta codzienna. Ciepłe „dzień dobry”, uważne spojrzenie, zdanie wypowiedziane spokojnym tonem. Bo nigdy nie wiesz, ile walk ktoś dziś toczy, choć nic po nim nie widać. I może n...

"O nas, mimo wszystko

Nie jesteśmy idealni. Ani osobno, ani razem. Między nami było wszystko – śmiech, czułość, wsparcie. Ale też krzyk, milczenie, trzaskanie drzwiami i te momenty, kiedy każde z nas miało ochotę uciec w swoją stronę i nigdy nie wracać. Były dni, kiedy nie chciałam go widzieć. Kiedy każde słowo brzmiało jak zarzut, każda jego próba pomocy bolała bardziej niż obojętność. A były i takie chwile, kiedy to jego obecność była jedynym, co mnie jeszcze trzymało. Choroba wiele zmienia. Ciało, myśli, emocje, cierpliwość. Mnie zmieniła bardzo. I choć nie mówię o tym głośno, widzę, jak czasem trudno mu to wszystko unieść. Jak próbuje być twardy, ale gdzieś w oczach widać zmęczenie. Zmieszanie. Bezradność. Czasem nawet złość. Ale mimo wszystko jest. Czasem milczy, kiedy w środku pewnie wszystko mu się gotuje. Czasem zagryza zęby, żeby nie odpyskować, kiedy ja znowu się wyżywam na nim za coś, za co nawet nie powinien odpowiadać. Czasem wychodzi na chwilę z pokoju, z domu, żeby złapać oddech. I wraca. Zaw...

Nigdy nie zniknie – i właśnie to boli najbardziej

Cały czas miałam w głowie jedną myśl: wyzdrowieję. Może nie dziś, może nie za tydzień, ale kiedyś… wrócę. Do normalności. Do życia bez bólu, bez ograniczeń, bez codziennego kombinowania, jak przetrwać dzień. Trzymałam się tej nadziei kurczowo, jak linijki światła w bardzo ciemnym tunelu. Dlatego ta ostatnia wizyta u lekarza była dla mnie jak grom z jasnego nieba. Chyba nie da się przygotować na takie słowa. Nawet jeśli coś z tyłu głowy czasem szeptało, to serce nie chciało tego słyszeć. Badania nie pozostawiły wątpliwości: to, co mnie niszczy od środka, to nie coś, co da się „zaleczyć i zapomnieć”. To choroba nieuleczalna. Taka, która może być trzymana w ryzach, może czasem odpuścić – ale nigdy nie zniknie. Nigdy. Nie umiem opisać, co poczułam. Szok. Smutek. Niedowierzanie. Złość. Żal tak wielki, że nie mieści się w klatce piersiowej. I pytanie, które wracało jak echo: „Dlaczego ja?”. Może to nie jest sprawiedliwe pytanie. Ale nie da się go nie zadać. Przez tyle czasu robiłam wszystko,...

Kiedy wszystko boli, ale w sercu wciąż tli się życie – o nadziei na trudne dni

Są takie poranki, kiedy budzisz się już zmęczona. Zanim jeszcze wypijesz pierwszy łyk wody, zanim wyjrzysz przez okno – czujesz to znajome napięcie. W krzyżu. W karku. W nogach. Jakby całe ciało próbowało powiedzieć: dziś znowu będzie trudno. I najgorsze jest to, że nie wiesz, kiedy będzie inaczej. Bywają dni, kiedy boli dosłownie wszystko. Gdy nawet najprostsze rzeczy – mycie głowy, założenie butów, zejście po schodach – stają się wyzwaniem. I wtedy w głowie pojawiają się pytania: „Ile jeszcze?”, „Czy to kiedykolwiek minie?”, „Po co to wszystko?”. Te pytania są ludzkie. Są częścią codzienności, która się przeciąga. Która nie pyta o zgodę. Która po prostu jest. Ale... Między tym wszystkim czasem tli się coś małego. Prawie niewidocznego. Taki malutki płomyk życia. Nadzieja. Może to uśmiech psa, który znów przyniósł Ci zabawkę. Może to promień słońca na parapecie, który oświetla kubek z herbatą. Może to wiadomość „Myślę o Tobie”. Może to ta jedna chwila, kiedy ból lekko odpuszcza i czuje...

Jak rozpoznać, że przesadziłaś z rehabilitacją – znaki, które ciało daje, zanim krzyknie

Nie zawsze to widać od razu. Czasem to tylko lekkie napięcie w plecach, które ignorujesz, bo przecież „to tylko zmęczenie”. Albo uczucie ciężkości w nogach po ćwiczeniach, które zamiast ustępować – narasta z każdym dniem. Ciało nie zawsze krzyczy od razu. Zwykle najpierw szepcze. A my – zapatrzone w cel, w poprawę, w liczby i powroty do „normalności” – uczymy się tych szeptów nie słyszeć. U mnie zaczyna się od zmiany nastroju. Takiego trudnego do uchwycenia rozdrażnienia. Później ciało dołącza do chóru – trudność ze snem, nieustępujący ból nawet po tabletkach, drętwienie, które wraca szybciej. I ten znajomy ciężar w lędźwiach, jakby ktoś położył mi tam worek z piaskiem. Znacie to? Miałam dni, kiedy ćwiczyłam lub chodziłam więcej, niż było trzeba. Bo przecież „już tyle umiem”, „tak dobrze szło”, „nie mogę sobie odpuścić”. A jednak ciało nie zna ambicji. Ono zna granice. I kiedy przekraczam je zbyt często, przypomina o sobie dobitnie. Co może być takim cichym sygnałem? uczucie zmęczenia ...