Mieszkam w ciele, które już nie jest moje. Jeszcze pamiętam, jak kiedyś działało – sprawne, posłuszne, przewidywalne. Mogłam na nim polegać. Każdy krok był oczywisty, każda czynność naturalna, a ból był tylko chwilowym gościem. Teraz to wszystko wygląda inaczej.
Czasem mam wrażenie, że żyję w ciele obcej osoby. Ono robi, co chce. Męczy się szybciej, odmawia posłuszeństwa, boli wtedy, kiedy ja chciałabym po prostu żyć. To poczucie utraty kontroli boli prawie tak samo jak sam ból fizyczny. Towarzyszy mu żal i złość – za to, że wszystko, co kiedyś było normalne, stało się walką.
Próbuję się z tym pogodzić. Uczę się słuchać swojego ciała, nawet jeśli mnie zawodzi. Uczę się troszczyć o nie, choć czasem mam wrażenie, że to nie ono troszczy się o mnie. Może to jedyny sposób, by w tym wszystkim odnaleźć siebie – zrozumieć, że mimo choroby, mimo bólu, to wciąż ja, tylko inna.
Czasem tęsknię za dawną wersją siebie. Ale wiem, że nie wróci. Mogę tylko próbować zbudować z tym „nowym” ciałem jakąś relację, nauczyć się w nim mieszkać na nowo. Bo ono, choć obce, wciąż jest moim domem.
Komentarze
Prześlij komentarz