Wczoraj był Międzynarodowy Dzień Osób z Niepełnosprawnościami.
Dla wielu – zwykła data w kalendarzu.
Dla innych – ciche przypomnienie o tym, że każdego dnia walczą o rzeczy, które większość ludzi dostaje od życia „w pakiecie”.
Nie każda niepełnosprawność ma postać wózka, kul czy widocznego ograniczenia.
Czasem największa walka toczy się tam, gdzie nikt nie zagląda – pod skórą, w stawach, w nerwach, w zmęczonym ciele, które rano trzeba najpierw „uruchomić”, zanim ruszy w świat.
Wiele osób żyje z bólem, którego nie widać.
Ze stanem zapalnym, który nie daje im chwili przerwy.
Z ograniczoną sprawnością, która raz jest łagodna, a innym razem potrafi odebrać zwykłe, codzienne czynności.
Ze zmęczeniem tak głębokim, że aż trudnym do wytłumaczenia.
A mimo to ludzie się uśmiechają.
Wychodzą z domu.
Biorą tabletki przeciwbólowe, żeby nikt nie zobaczył, jak naprawdę wygląda ich codzienność.
Stają się mistrzami udawania, że „wszystko jest dobrze”.
Ale prawda jest inna.
Są choroby, które nie krzyczą.
Są niepełnosprawności, które nie mają zewnętrznych znaków.
Są ograniczenia, które nie rzucają się w oczy, ale wcale nie są przez to mniej poważne.
Niewidzialne nie znaczy mniej prawdziwe.
Niewidzialne nie znaczy mniej ważne.
Ten dzień powinien przypominać wszystkim, że warto spojrzeć szerzej – nie tylko na to, co widoczne. Warto być bardziej uważnym, delikatnym, mniej oceniającym. Bo nigdy nie wiemy, ile bólu, wysiłku i siły kosztuje kogoś zwykłe „jestem”.
Dlatego dzisiaj – w imieniu swoim i tych wszystkich, którzy żyją z niewidzialnymi chorobami – proszę tylko o jedno:
trochę więcej zrozumienia. Trochę więcej życzliwości. Trochę mniej pochopnych ocen.
Bo każdy niesie swój ciężar.
Nie każdy go pokazuje.
Komentarze
Prześlij komentarz