Przejdź do głównej zawartości

Dwa lata z bólem, który nie odpuszcza

Już niedługo miną dwa lata, odkąd żyję w bólu.
Nie takim chwilowym, który pojawia się i znika.
Przewlekłym. Stałym. Takim, który jest ze mną dniem i nocą, bez przerwy, bez wytchnienia.

Na początku walczyłam z nim jak umiałam.
Tabletka za tabletką. Coraz mocniejsze leki, coraz większa desperacja, żeby tylko przestało boleć – choćby na chwilę, choćby „na teraz”. Chciałam zagłuszyć ten ból za wszelką cenę.

Z czasem przyszło coś, czego nigdy nie chciałam – przyzwyczajenie.
Przyzwyczaiłam się do życia w bólu.
Ale też zrozumiałam, że ciągłe sięganie po leki przyćmi go tylko na moment, a w zamian odbierze coś innego: zdrowie, siły, spokój. Dlatego dziś staram się wytrzymywać. Biorę dodatkowe tabletki wtedy, kiedy naprawdę muszę. Kiedy nie mam wyboru. Kiedy muszę wyjść z domu, funkcjonować, udawać normalność.

Niby się przyzwyczaiłam…
Ale są dni, kiedy nie da się już udawać, że jest „w miarę”.
Nie chodzi nawet o fizyczny ból. Chodzi o to, co robi z głową, z psychiką, z emocjami. O to zmęczenie, które nie mija po śnie, bo sen też czasem jest przerywany bólem. Żeby nie był trzeba brać tabletki nasenne.

Nikt nie zrozumie, co czuję, kiedy od kilkunastu miesięcy każdego ranka budzę się i pierwszym uczuciem nie jest spokój, nie jest myśl o nowym dniu – tylko ból.
Nikt nie wie, jak to jest wieczorem kłaść się do łóżka i zamiast zasypiać, wiercić się z boku na bok, szukając pozycji, w której chociaż przez chwilę da się zapomnieć o własnym ciele.

To nie jest normalne życie.
To jest codzienna męka.

Dlatego niektórzy dziwią się, że nie mam siły na rozmowy.
Że nie mam ochoty na spotkania.
Że czasem nie odpisuję, nie odbieram, znikam.

Oni nie wiedzą, jak to jest żyć z nieustannym, przewlekłym bólem.
Z bólem, który ogranicza każdy ruch, każdą decyzję, każdą próbę normalnego funkcjonowania.
Z bólem, który odbiera samodzielność i sprawia, że najprostsze rzeczy stają się wyzwaniem.

I może nigdy tego nie zrozumieją.
Ale ja wiem jedno – to życie wymaga więcej siły, niż ktokolwiek jest w stanie sobie wyobrazić.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Tęsknota za codziennością, która dawała siłę

 Są tacy, którzy mówią: „Nie lubię swojej pracy, robię to tylko dla pieniędzy”. Ja zawsze miałam inaczej. Praca była dla mnie czymś więcej – nie tylko obowiązkiem, ale miejscem, gdzie czułam się potrzebna, skupiona, żywa. Była moją odskocznią od domowych problemów, codziennych trosk i niepokoju. Gdy przekraczałam próg, wszystko zostawało za drzwiami – nie było już miejsca na zamartwianie się, na rozkładanie życia na czynniki pierwsze. Liczyło się tylko to, co tu i teraz. Praca wymagała ode mnie pełnej koncentracji, zaangażowania i odpowiedzialności. I dawała mi za to coś bardzo cennego – poczucie sensu, rytm, strukturę dnia. Od dłuższego czasu nie mogę jednak do niej wrócić. Choroba wywróciła moje życie do góry nogami. Ciało przestało współpracować, a ja musiałam się zatrzymać. I choć minęło już sporo czasu, tęsknota nie mija. Brakuje mi tej codziennej rutyny, porannych przygotowań, znajomych twarzy, odpowiedzialności – wszystkiego, co tworzyło moją „pracową rzeczywistość”. Bardzo ...

Co zrobić, kiedy jesteś już na samym końcu… wszystkiego

Są takie dni, kiedy nie chodzi już o złe samopoczucie. Ani o gorszy humor, ani o to, że boli. Chodzi o to coś głębiej, co pęka w człowieku bez dźwięku. Kiedy wstajesz rano i wiesz, że to będzie kolejny dzień z serii „nie dam rady”. Kiedy czujesz, że jesteś na końcu. Na końcu cierpliwości. Na końcu wytrzymywania. Na końcu sił, myśli, nadziei. I wszystko w środku mówi ci, że z tego końca to już się nie wraca. --- Wiesz, ile razy ja tam byłam? Nie w odwiedzinach. Nie na chwilę. Z walizką. Z rezygnacją. Z sercem, które miało już dość. Nie miałam ochoty słuchać, że „będzie lepiej”, „czas leczy”, „trzeba być silnym”. Bo wtedy nie chcesz być silny. Chcesz zniknąć. Albo po prostu przestać czuć. --- Ale coś ci powiem – może to jedyna rzecz, jaką warto wtedy usłyszeć: „Koniec” to bardzo dziwne miejsce. Bo to właśnie tam można się zatrzymać na tyle, żeby usłyszeć siebie. Nie świat, nie ludzi, nie oczekiwania – ale ten szept z głębi ciebie, który mówi: „Nie wiem jak, nie wiem kiedy, ale jeszcze sp...

Dom bez bólu – małe zmiany, które pomagają żyć z ograniczeniami

Dom to nie tylko ściany i meble. To przestrzeń, w której chcemy czuć się bezpiecznie. Ale kiedy ciało zaczyna odmawiać posłuszeństwa, nawet własny dom potrafi stać się labiryntem bólu i frustracji. Na szczęście są rzeczy, które można zrobić – małe zmiany, które z czasem okazują się ogromnym wsparciem. Na początku wszystko przychodziło opornie. Nie chciałam widzieć w swoim domu przedmiotów, które kojarzyły mi się z chorobą. Uchwyty przy wannie? Nakładka na ubikację? Kule? Przecież to dla „starszych ludzi”… – myślałam. A potem przyszły dni, kiedy każdy ruch był walką. I wtedy zrozumiałam, że nie chodzi o dumę. Chodzi o to, by żyć wygodniej. Bezpieczniej. Bez bólu. Na pierwszy ogień poszły: z pozoru mało estetyczna, ale zbawienna nakładka podwyższająca sedes. Krzesło, które pozwoliło mi się nie spieszyć i dać radę w łazience się rozebrac, wytrzeć, ubrać. Brak dywaników – żeby się nie potknąć, kiedy nogi odmawiają współpracy. Stymulator prądów EMS i TENS – niepozorne urządzenie, które potr...