Są dni, kiedy wszystko zdaje się chwiać.
Kiedy niebo jest zbyt nisko, a powietrze za ciężkie, by złapać oddech.
Wtedy właśnie najbardziej czuję, jak bardzo potrzebuję ziemi pod stopami — tej pewności, że choć wiele się sypie, ja wciąż mam gdzie stanąć.
Dają mi to moi najbliżsi.
Ich obecność, czasem cicha, czasem stanowcza, to jak kotwica, która nie pozwala odpłynąć za daleko w swoje lęki i ciemne myśli.
To w ich słowach, spojrzeniach, a czasem w samej świadomości, że są — odnajduję spokój.
Nie potrzebuję wielkich słów. Wystarczy czyjaś dłoń, krótkie "jestem”, "ze wszystkim sobie poradzimy".
To właśnie wtedy czuję, że mam ziemię pod stopami — że mimo burzy, mimo bólu i tego wszystkiego, czego nie umiem już pojąć, świat wciąż ma sens.
I choć czasem się chwieje, choć czasem znów zapadam się pod ciężarem dnia — wiem, że dopóki mam ich, nie upadnę całkiem.
Bo prawdziwe bezpieczeństwo nie zawsze jest miejscem.
Czasem jest człowiekiem.
Komentarze
Prześlij komentarz