Najbardziej boli nie to, że jestem chora.
Najbardziej boli to, że przestałam być samodzielna.
Kiedyś po prostu brałam klucze, zamykałam drzwi i wychodziłam.
Bez proszenia. Bez czekania na kogoś. Bez wątpliwości, czy dzisiaj „komuś będzie się chciało”.
A teraz…
Zanim zrobię krok – muszę kogoś poprosić.
Zanim gdzieś pojadę – muszę liczyć na czyjąś wolną chwilę.
Zanim założę buty – czasem muszę poprosić, żeby ktoś mi je zawiązał.
I za każdym razem, gdy wypowiadam: „Czy mógłbyś…?”, „Czy mogłabyś…?”, „Czy dasz radę mnie podwieźć…?” – coś we mnie cichnie.
Jakby kawałek mojej niezależności odpadał po trochu.
Czasem mam wrażenie, że ludzie wokół próbują być wyrozumiali, ale ich twarze mówią więcej niż słowa.
Te ciche westchnienia. Te spojrzenia, które mówią: „Znowu?”.
Ten moment zwłoki, kiedy zastanawiają się, czy to dla nich nie kłopot.
I ten okalający mnie wstyd – za to, że potrzebuję pomocy… nawet wtedy, gdy naprawdę nie mam wyboru.
Nie chodzi o to, że nie jestem wdzięczna. Jestem. Bardzo.
Ale wdzięczność nie zabiera uczucia bezsilności.
Nie leczy myśli, że „kiedyś umiałam sama”.
Nie zagłusza tęsknoty za dniem, w którym po prostu wstanę, zamknę za sobą drzwi i pojadę… gdziekolwiek.
Nie po coś konkretnego. Nie z przymusu.
Tylko dlatego, że mogę.
Mam już dość proszenia o drobiazgi.
Dość tłumaczenia, dlaczego „znowu potrzebuję podwózki”.
Dość poczucia, że jestem ciężarem, nawet jeśli nikt mi tego nie mówi wprost.
Najgorsze jest to, że im częściej kogoś prosisz, tym bardziej zaczynasz nienawidzić tych próśb.
Zaczynasz ciszej mówić, krócej oddychać, szybciej rezygnować.
Zaczynasz się zastanawiać, ile jeszcze wytrzymasz, zanim pękniesz.
Czy kiedyś znów będę mogła sama o sobie decydować?
Czy jeszcze przyjdzie dzień, w którym po prostu wstanę, ubiorę się i wyjdę – nie pytając nikogo o pozwolenie ani o czas?
Czekam na ten dzień z taką tęsknotą, jakby miał być moim prywatnym wyzwoleniem.
Bo nie marzę już o wielkich podróżach.
Nie marzę o wielkich planach.
Marzę tylko o tym, żeby wyjść z domu, zatrzasnąć drzwi…
…i pójść. Samodzielnie. Bez próśb. Bez czekania. Bez lęku, że znowu komuś „zawadzam”.
Komentarze
Prześlij komentarz