Przejdź do głównej zawartości

Na granicy starego i nowego

Kończy się grudzień.
Cicho domyka się kolejny rok. Rok, który – jak to zwykle bywa – nie był ani całkiem dobry, ani całkiem zły. Był mieszanką wszystkiego naraz. Słodko-gorzki. Pełen kontrastów.

Były momenty, w których dawał uśmiech i wzruszenie. Drobne radości, które potrafiły rozjaśnić dzień. Były też chwile trudne – takie, które uczyły pokory, cierpliwości i tego, że nie na wszystko mamy wpływ.

Dał jasny sygnał, że o siebie trzeba walczyć. Że nie wolno rezygnować. Że nawet wtedy, gdy jest ciężko, warto iść dalej – choćby małymi krokami.

Był rokiem trudnym. Momentami bezlitosnym. Przynosił ból, łzy i bezsenne noce pełne myśli. A jednocześnie uczył doceniać to, co pozornie oczywiste. Każdą spokojną chwilę. Każdy dzień, który udało się po prostu przeżyć. Zmuszał do oswajania nowej rzeczywistości i odnajdywania się w niej na nowo.

Żegnam Cię, stary roku.
Zostawiam za sobą wszystko, co było zbyt ciężkie do dźwigania.

W nowy rok chcę wejść z nadzieją.
Z pragnieniem większego spokoju – tego w sercu i tego wokół. Z wiarą w siłę, wytrwałość i lepsze jutro. Chciałabym, aby przyniósł każdemu z nas to, czego najbardziej potrzebuje: zdrowie, odwagę, nadzieję. I żeby było w nim mniej bólu, mniej żalu, mniej strat.

Niech to będzie lepszy rok.
Dla nas wszystkich.

Najlepszego.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Tęsknota za codziennością, która dawała siłę

 Są tacy, którzy mówią: „Nie lubię swojej pracy, robię to tylko dla pieniędzy”. Ja zawsze miałam inaczej. Praca była dla mnie czymś więcej – nie tylko obowiązkiem, ale miejscem, gdzie czułam się potrzebna, skupiona, żywa. Była moją odskocznią od domowych problemów, codziennych trosk i niepokoju. Gdy przekraczałam próg, wszystko zostawało za drzwiami – nie było już miejsca na zamartwianie się, na rozkładanie życia na czynniki pierwsze. Liczyło się tylko to, co tu i teraz. Praca wymagała ode mnie pełnej koncentracji, zaangażowania i odpowiedzialności. I dawała mi za to coś bardzo cennego – poczucie sensu, rytm, strukturę dnia. Od dłuższego czasu nie mogę jednak do niej wrócić. Choroba wywróciła moje życie do góry nogami. Ciało przestało współpracować, a ja musiałam się zatrzymać. I choć minęło już sporo czasu, tęsknota nie mija. Brakuje mi tej codziennej rutyny, porannych przygotowań, znajomych twarzy, odpowiedzialności – wszystkiego, co tworzyło moją „pracową rzeczywistość”. Bardzo ...

Co zrobić, kiedy jesteś już na samym końcu… wszystkiego

Są takie dni, kiedy nie chodzi już o złe samopoczucie. Ani o gorszy humor, ani o to, że boli. Chodzi o to coś głębiej, co pęka w człowieku bez dźwięku. Kiedy wstajesz rano i wiesz, że to będzie kolejny dzień z serii „nie dam rady”. Kiedy czujesz, że jesteś na końcu. Na końcu cierpliwości. Na końcu wytrzymywania. Na końcu sił, myśli, nadziei. I wszystko w środku mówi ci, że z tego końca to już się nie wraca. --- Wiesz, ile razy ja tam byłam? Nie w odwiedzinach. Nie na chwilę. Z walizką. Z rezygnacją. Z sercem, które miało już dość. Nie miałam ochoty słuchać, że „będzie lepiej”, „czas leczy”, „trzeba być silnym”. Bo wtedy nie chcesz być silny. Chcesz zniknąć. Albo po prostu przestać czuć. --- Ale coś ci powiem – może to jedyna rzecz, jaką warto wtedy usłyszeć: „Koniec” to bardzo dziwne miejsce. Bo to właśnie tam można się zatrzymać na tyle, żeby usłyszeć siebie. Nie świat, nie ludzi, nie oczekiwania – ale ten szept z głębi ciebie, który mówi: „Nie wiem jak, nie wiem kiedy, ale jeszcze sp...

Dom bez bólu – małe zmiany, które pomagają żyć z ograniczeniami

Dom to nie tylko ściany i meble. To przestrzeń, w której chcemy czuć się bezpiecznie. Ale kiedy ciało zaczyna odmawiać posłuszeństwa, nawet własny dom potrafi stać się labiryntem bólu i frustracji. Na szczęście są rzeczy, które można zrobić – małe zmiany, które z czasem okazują się ogromnym wsparciem. Na początku wszystko przychodziło opornie. Nie chciałam widzieć w swoim domu przedmiotów, które kojarzyły mi się z chorobą. Uchwyty przy wannie? Nakładka na ubikację? Kule? Przecież to dla „starszych ludzi”… – myślałam. A potem przyszły dni, kiedy każdy ruch był walką. I wtedy zrozumiałam, że nie chodzi o dumę. Chodzi o to, by żyć wygodniej. Bezpieczniej. Bez bólu. Na pierwszy ogień poszły: z pozoru mało estetyczna, ale zbawienna nakładka podwyższająca sedes. Krzesło, które pozwoliło mi się nie spieszyć i dać radę w łazience się rozebrac, wytrzeć, ubrać. Brak dywaników – żeby się nie potknąć, kiedy nogi odmawiają współpracy. Stymulator prądów EMS i TENS – niepozorne urządzenie, które potr...