Nie zawsze to widać od razu. Czasem to tylko lekkie napięcie w plecach, które ignorujesz, bo przecież „to tylko zmęczenie”. Albo uczucie ciężkości w nogach po ćwiczeniach, które zamiast ustępować – narasta z każdym dniem. Ciało nie zawsze krzyczy od razu. Zwykle najpierw szepcze. A my – zapatrzone w cel, w poprawę, w liczby i powroty do „normalności” – uczymy się tych szeptów nie słyszeć.
U mnie zaczyna się od zmiany nastroju. Takiego trudnego do uchwycenia rozdrażnienia. Później ciało dołącza do chóru – trudność ze snem, nieustępujący ból nawet po tabletkach, drętwienie, które wraca szybciej. I ten znajomy ciężar w lędźwiach, jakby ktoś położył mi tam worek z piaskiem. Znacie to?
Miałam dni, kiedy ćwiczyłam lub chodziłam więcej, niż było trzeba. Bo przecież „już tyle umiem”, „tak dobrze szło”, „nie mogę sobie odpuścić”. A jednak ciało nie zna ambicji. Ono zna granice. I kiedy przekraczam je zbyt często, przypomina o sobie dobitnie.
Co może być takim cichym sygnałem?
uczucie zmęczenia mimo przespanej nocy,
nasilenie objawów zamiast ich łagodzenia,
brak radości z ruchu – zamiana w obowiązek,
ból, który wraca wcześniej niż zwykle,
pogorszenie koncentracji, drażliwość, spadek nastroju.
Czasem najtrudniejsze nie jest ćwiczyć. Najtrudniejsze jest nie ćwiczyć. Dać sobie dzień odpoczynku. Usiąść z kubkiem herbaty i pozwolić, by dzień upłynął bez napięcia mięśni. Dać sobie prawo do bycia w procesie, który nie zawsze biegnie równo i szybko.
Rehabilitacja to nie wyścig. To nie egzamin. To codzienność – z gorszymi i lepszymi momentami. I nawet jeśli czasem trzeba się cofnąć o krok, by potem zrobić dwa do przodu – to nadal jest droga do przodu.
Jeśli więc dziś Twoje ciało mówi: „za dużo”, spróbuj go posłuchać. Jeszcze zanim zacznie krzyczeć.
Komentarze
Prześlij komentarz