Był taki czas, który ciągnął się jak wieczność. Prawie rok. Rok ciszy, zamknięcia, wycofania. Rok, w którym drzwi do naszego domu praktycznie nie otwierały się dla nikogo. My do nikogo nie chodziliśmy. Nikt nie przychodził do nas. Nie dlatego, że ludzie zniknęli. To ja zniknęłam z życia. Zamknęłam się – fizycznie i emocjonalnie. Odcięłam wszystkie sznurki łączące mnie ze światem. I nawet jeśli wtedy wydawało mi się, że to jedyne wyjście, to dziś wiem, że każda samotność zostawia po sobie jakiś ślad.
Mój stan był trudny – i ten ciała, i ten duszy. Wszystko we mnie bolało, wszystko było zbyt ciężkie. Każda rozmowa, każde „co u ciebie?”, każde spojrzenie, którego nie potrafiłam znieść. Nie miałam siły udawać, że wszystko jest okej. Nie miałam siły tłumaczyć, że nie jest. Łatwiej było zniknąć. Zrobić z domu swoją twierdzę. Albo może raczej: schron.
Ale teraz… teraz są dni, że coś się zmienia. Powoli. Czasem delikatnie, nieśmiało. Innego dnia znowu wszystko spada jak lawina. Ale bywa, że świat nie przeraża już aż tak bardzo. Że w środku tli się chęć. Taka cicha potrzeba powrotu. Do ludzi. Do rozmów. Do życia.
I tu zaczyna się mój problem. Bo chciałabym, ale nie umiem. Chciałabym napisać, zadzwonić, zapytać: „Co u ciebie?”, ale ręce mam jak z waty. Chciałabym gdzieś wyjść, z kimś się spotkać, ale już na samą myśl czuję ucisk w klatce. Boję się. Boję się odrzucenia, niezręczności, pytań bez odpowiedzi. Boję się, że po tylu miesiącach milczenia nie umiem już mówić.
I chyba to boli najbardziej – że coś, co kiedyś było takie naturalne, dziś stało się czymś obcym. Że tęsknię za bliskością, ale nie potrafię po nią sięgnąć. Że serce chce, ale ciało się cofa. Że marzę o powrocie, ale nie wiem, jak postawić pierwszy krok.
Nie piszę tego po to, żeby się żalić. Piszę, bo może ktoś z Was czuje podobnie. Może też się boicie. Może też zniknęliście na chwilę z życia – i teraz nie wiecie, jak wrócić.
Chcę wierzyć, że wszystko zaczyna się od małych kroków. Może wystarczy jedno „hej” wysłane do starej znajomej. Może jedno „jak się masz?” rzucone z drżącym sercem. Może czasem nie trzeba wracać z hukiem – może można po prostu delikatnie uchylić drzwi. I poczekać, aż ktoś zapuka z drugiej strony.
Komentarze
Prześlij komentarz