Przejdź do głównej zawartości

Na chwilę jego dzieciństwo zmieniło się w dorosłość

Kiedy wróciłam do domu po operacji, wszystko było inne.
Ja – słabsza, wolniejsza, trochę obca nawet samej sobie.
Dom – znajomy, a jednak nieco obcy, jakby trzeba go było oswoić od nowa.
I on. Mój syn.
Dziecko, które musiało na chwilę stać się dorosłym.

Nie planowałam tego. Nie chciałam, by tak było.
Ale kiedy życie się rozsypuje, nie ma idealnych scenariuszy. Są tylko decyzje – i serce, które próbuje nadążyć za tym, co się dzieje.

Mój syn miał wtedy w oczach coś, czego wcześniej nie znałam.
Spokój. Skupienie. Troskę.
I ogromną gotowość, by mnie wesprzeć, choć nikt go o to nie prosił.

Kiedy tata był w pracy, on był ze mną.
Podawał mi herbatę. Pomagał wstać. Przynosił poduszkę, kiedy widział, że nie daję rady się podnieść.
Bez słów rozumiał więcej, niż wielu dorosłych potrafiłoby wytłumaczyć.
Był uważny. Delikatny. I silny – tak silny, jak trzeba, kiedy mama nie może być tą silną.

Były dni, kiedy patrzyłam na niego i czułam ukłucie żalu.
Bo przecież to nie jego zadanie.
Nie powinien się martwić, czy mama zażyła leki.
Nie powinien czuwać, gdy zasypiam w bólu.
Nie powinien pamiętać, że trzeba zamknąć okno, bo może mi się zrobić zimno.

Ale robił to wszystko.
Bez skargi. Bez cienia niechęci.
Z sercem większym niż niejeden dorosły potrafi unieść.

I dziś, z perspektywy czasu, kiedy już jest trochę lepiej, kiedy odzyskuję siły, czuję przede wszystkim wdzięczność.
Za to, że był.
Za to, że potrafił.
Za to, że w tak młodym wieku zrozumiał, że czasem miłość nie polega na wielkich gestach – tylko na codziennym byciu obok.

Moje dziecko było przez chwilę dorosłym.

I poradziło sobie z tym lepiej, niż ja sama bym potrafiła.
Nie dlatego, że powinno. Ale dlatego, że takie ma serce.
Ogromne. Czułe. Dojrzałe, choć bije w jeszcze dziecięcej piersi.

Jestem z niego dumna.
Tak bardzo, że nie wiem, czy kiedykolwiek znajdę właściwe słowa, żeby to opisać.
Ale jedno wiem na pewno:
kiedy myślę o tej trudnej codzienności, przez którą przeszliśmy razem, to wiem, że nie byłam w niej sama.

Był on.
Chłopiec o duszy olbrzyma.
Który na chwilę zamienił swoje zajęcia na obowiązki.
I sprawił, że ten dom – mimo wszystko – ciągle był pełen ciepła i miłości.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Tęsknota za codziennością, która dawała siłę

 Są tacy, którzy mówią: „Nie lubię swojej pracy, robię to tylko dla pieniędzy”. Ja zawsze miałam inaczej. Praca była dla mnie czymś więcej – nie tylko obowiązkiem, ale miejscem, gdzie czułam się potrzebna, skupiona, żywa. Była moją odskocznią od domowych problemów, codziennych trosk i niepokoju. Gdy przekraczałam próg, wszystko zostawało za drzwiami – nie było już miejsca na zamartwianie się, na rozkładanie życia na czynniki pierwsze. Liczyło się tylko to, co tu i teraz. Praca wymagała ode mnie pełnej koncentracji, zaangażowania i odpowiedzialności. I dawała mi za to coś bardzo cennego – poczucie sensu, rytm, strukturę dnia. Od dłuższego czasu nie mogę jednak do niej wrócić. Choroba wywróciła moje życie do góry nogami. Ciało przestało współpracować, a ja musiałam się zatrzymać. I choć minęło już sporo czasu, tęsknota nie mija. Brakuje mi tej codziennej rutyny, porannych przygotowań, znajomych twarzy, odpowiedzialności – wszystkiego, co tworzyło moją „pracową rzeczywistość”. Bardzo ...

Moja droga do bloga - skąd pomysł na "Siłę codzienności"

Przez długi czas żyłam (w sumie dalej żyję) w cieniu bólu, zmęczenia i walki o zdrowie i normalne życie. Mój organizm wielokrotnie dawał mi sygnały, że coś jest nie tak – a ja, jak wiele osób, ignorowałam je, próbując normalnie funkcjonować, pracować, zajmować się domem i wychowaniem dziecka. Przeszłam przez wiele trudnych momentów – choroby, operacje, powroty do sprawności, upadki psychiczne i powolne próby wstawania. Z czasem zrozumiałam, że nie muszę szukać siły w nadzwyczajnych wydarzeniach. Najwięcej mocy znajduje się właśnie w tej zwykłej codzienności – w tym, że mimo wszystko wstajesz rano z łóżka, idziesz na spacer, ćwiczysz, rozmawiasz, gotujesz. To z tych małych kroków buduję siebie na nowo. Blog „Siła codzienności” powstał z potrzeby podzielenia się moją historią – nie po to, by się użalać, ale by pokazać, że nawet po ciężkich przeżyciach można szukać sensu. Może nie od razu wielkiego „po co”, ale chociażby małego „na dziś”. Chcę dzielić się tu nie tylko swoją drogą zdrowotn...

Syn

To on sprawia, że wiem, że muszę być, żyć, funkcjonować. Jest moją podporą – codzienną, cichą, a jednocześnie ogromną. Cieszę się, że go mam. Codziennie. Choć jest jeszcze nastolatkiem, przeszedł więcej, niż wielu dorosłych. Może kiedyś o tym napiszę – bo to historia, która zasługuje na opowiedzenie. Ale dziś chcę napisać o momencie, który przewrócił mnie... po to, bym mogła się podnieść. Pokłóciliśmy się. Byłam zmęczona, rozdrażniona, chora, sfrustrowana. A on – zamiast się zamknąć w sobie, powiedział mi wprost: „Mamo, o wszystko się mnie czepiasz, wszystko Ci nie pasuje. Mam już dość. Zrób coś z sobą, bo nie da się już z Tobą wytrzymać”. Te słowa zabolały jak nic wcześniej. Płakałam. Było mi strasznie przykro. Ale kiedy ból opadł – zostały tylko te słowa. I... prawda. Miał rację. Potrzebowałam tego kopniaka. Nie od świata, nie od lekarzy, nie od kogokolwiek z zewnątrz. Potrzebowałam go właśnie od niego. Bo on wie najlepiej, jaka jestem naprawdę – i jak bardzo mnie nie było w tamtym c...