Rehabilitacja według memów:
– Uśmiechnięta osoba w sportowym stroju, robiąca przysiady na plaży.
– „Nigdy się nie poddawaj!” na tle zachodu słońca.
– Trener z białym zębem mówi: „Pain is temporary, pride is forever!”
– Trzy tygodnie ćwiczeń = cudowne uzdrowienie i powrót do biegania maratonów.
Rehabilitacja według życia:
– Spocona bluza, którą zakładałaś jednym ruchem przez 5 sekund… przed chorobą. Teraz to operacja na skalę wyprawy w Himalaje.
– „Nigdy się nie poddawaj!” brzmi inaczej, gdy musisz przerwać ćwiczenie, bo serce wali jak młot po 30 sekundach leżenia z nogami w górze.
– Trener z YouTube’a nie widzi Twoich łez, Twojej frustracji i Twojej ciszy po ćwiczeniach, które dziś znów bolały.
– Trzy tygodnie ćwiczeń = może trochę mniej sztywne biodro. Może.
Nie, to nie jest historia o spektakularnym powrocie na boisko.
To historia o drobnych krokach.
O dniach, kiedy głównym sukcesem jest to, że znów próbujesz.
O tym, że rehabilitacja nie zawsze wygląda jak progres – czasem wygląda jak chaos, jak złość, jak zmęczenie.
Ale wiesz co?
To nadal jest droga.
Twoja. Autentyczna. Niezłagodzona. Prawdziwa.
I nie musi być widowiskowa, żeby była ważna.
Bo siła nie zawsze robi szpagat. Czasem po prostu mówi: „dziś zrobię tyle, ile mogę”. I to wystarczy.
Komentarze
Prześlij komentarz