Są takie poranki, kiedy budzisz się już zmęczona. Zanim jeszcze wypijesz pierwszy łyk wody, zanim wyjrzysz przez okno – czujesz to znajome napięcie. W krzyżu. W karku. W nogach. Jakby całe ciało próbowało powiedzieć: dziś znowu będzie trudno. I najgorsze jest to, że nie wiesz, kiedy będzie inaczej.
Bywają dni, kiedy boli dosłownie wszystko. Gdy nawet najprostsze rzeczy – mycie głowy, założenie butów, zejście po schodach – stają się wyzwaniem. I wtedy w głowie pojawiają się pytania: „Ile jeszcze?”, „Czy to kiedykolwiek minie?”, „Po co to wszystko?”. Te pytania są ludzkie. Są częścią codzienności, która się przeciąga. Która nie pyta o zgodę. Która po prostu jest.
Ale...
Między tym wszystkim czasem tli się coś małego. Prawie niewidocznego. Taki malutki płomyk życia. Nadzieja.
Może to uśmiech psa, który znów przyniósł Ci zabawkę.
Może to promień słońca na parapecie, który oświetla kubek z herbatą.
Może to wiadomość „Myślę o Tobie”.
Może to ta jedna chwila, kiedy ból lekko odpuszcza i czujesz, że jesteś jeszcze sobą.
I właśnie ta chwila jest Twoją siłą. Bo mimo bólu – nie zgasłaś. Nie zniknęłaś. Trwasz. Z każdym oddechem budujesz od nowa siebie, choć nikt poza Tobą tego nie widzi.
Nadzieja nie zawsze krzyczy. Czasem tylko szepcze. I dobrze, że szeptała dziś właśnie do Ciebie.
Komentarze
Prześlij komentarz