Przejdź do głównej zawartości

Wakacje inne niż wszystkie. Ale nasze

Przyszło zakończenia roku szkolnego. Mój syn odliczał czas z błyskiem w oku, bo przecież przed nim wielka nagroda za miesiące pracy – wakacje. A naprawdę zapracował na nie wyjątkowo. Piękne oceny, staranność, wysiłek, dojrzałość, jakiej często brakuje dorosłym. I chociaż z całego serca chciałabym mu za to podarować najpiękniejsze lato – pełne przygód, wyjazdów, wrażeń – wiem, że w tym roku to będzie… trochę inaczej.

Mój stan zdrowia nadal nie pozwala na zbyt wiele. Ciało jeszcze się goi, regeneruje, uczy nowej codzienności. Wciąż jestem ostrożna, czasem zmęczona bardziej, niż bym chciała. Aktywny tryb życia? Na razie poza zasięgiem. Długie wyjazdy? Trzeba odłożyć. Spontaniczne wycieczki, pełne biegania i śmiechu? Może za rok.

I jest mi przykro. Cicho i mocno. Bo to nie jego wina, że zamiast gór, jezior czy szaleństw nad morzem będą raczej krótsze wyjazdy, spokojniejsze dni, więcej ciszy. I że czasem zamiast mamy biegającej za piłką będzie mama odpoczywająca w cieniu.

Ale wiecie co?

Wiem, że nawet te wakacje mogą być dobre. Nieidealne, ale nasze. Bliskie, spokojne, czułe. Bo przecież nie chodzi tylko o to, gdzie jesteśmy, ale jak jesteśmy. A my będziemy – razem. Z książkami, z planszówkami, z rozmowami, z lodami o nieprzyzwoitej godzinie. Znajdziemy jakiś cichy kąt, gdzie trawa pachnie tak, jak powinna w lipcu. Gdzie będzie można odetchnąć. I być.

I choć teraz coś odkładamy – wycieczki, marzenia, może nawet kilka dziecięcych szaleństw – to ja głęboko wierzę, że to wszystko nadrobimy. Z nawiązką. Że przyjdzie dzień, w którym spakujemy plecaki bez strachu, bez ograniczeń. W którym pobiegniemy razem na plażę, wskoczymy do jeziora, będziemy śmiać się do łez. Że jeszcze przyjdą nasze wielkie wakacje.

Na razie będą małe. Ale może właśnie w tych małych chwilach ukrywa się największa bliskość?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Tęsknota za codziennością, która dawała siłę

 Są tacy, którzy mówią: „Nie lubię swojej pracy, robię to tylko dla pieniędzy”. Ja zawsze miałam inaczej. Praca była dla mnie czymś więcej – nie tylko obowiązkiem, ale miejscem, gdzie czułam się potrzebna, skupiona, żywa. Była moją odskocznią od domowych problemów, codziennych trosk i niepokoju. Gdy przekraczałam próg, wszystko zostawało za drzwiami – nie było już miejsca na zamartwianie się, na rozkładanie życia na czynniki pierwsze. Liczyło się tylko to, co tu i teraz. Praca wymagała ode mnie pełnej koncentracji, zaangażowania i odpowiedzialności. I dawała mi za to coś bardzo cennego – poczucie sensu, rytm, strukturę dnia. Od dłuższego czasu nie mogę jednak do niej wrócić. Choroba wywróciła moje życie do góry nogami. Ciało przestało współpracować, a ja musiałam się zatrzymać. I choć minęło już sporo czasu, tęsknota nie mija. Brakuje mi tej codziennej rutyny, porannych przygotowań, znajomych twarzy, odpowiedzialności – wszystkiego, co tworzyło moją „pracową rzeczywistość”. Bardzo ...

„Choroba zabrała mi plany, ale dała inną siłę”

Krótko przed chorobą wydarzyło się coś, co wtedy wydawało mi się szczytem. Dostałam awans. Taki, o który walczyłam długo, wytrwale, z resztkami sił. Lubiłam swoją pracę – nie tylko dlatego, że ją znałam. Lubiłam ją, bo czułam, że jestem w niej dobra. Bo miałam ambicję. Bo chciałam więcej – nie z chciwości, ale z pasji. Myślałam o kolejnych studiach, nowych kwalifikacjach. W głowie miałam plan na następne kilka lat – jak piąć się wyżej, jak jeszcze lepiej pracować, rozwijać się. A potem wszystko się posypało. --- Choroba przyszła cicho. Ale zabrała głośno. Najpierw odebrała mi siły. Potem pewność siebie. Potem plany. Nie poszłam wyżej. Nie zapisałam się na te studia. Nie zrealizowałam kolejnych kroków. Zamiast tego – leżę. Czasem dosłownie. Czasem symbolicznie – w miejscu. Są dni, kiedy płaczę z bezsilności. Ze strachu. Z tęsknoty za sobą sprzed choroby. Bo bardzo mi szkoda mojej pracy. Bardzo mi szkoda mojego stanowiska. I bardzo się boję. Co będzie, jeśli nie wrócę? Jeśli to, co budow...

Moja droga do bloga - skąd pomysł na "Siłę codzienności"

Przez długi czas żyłam (w sumie dalej żyję) w cieniu bólu, zmęczenia i walki o zdrowie i normalne życie. Mój organizm wielokrotnie dawał mi sygnały, że coś jest nie tak – a ja, jak wiele osób, ignorowałam je, próbując normalnie funkcjonować, pracować, zajmować się domem i wychowaniem dziecka. Przeszłam przez wiele trudnych momentów – choroby, operacje, powroty do sprawności, upadki psychiczne i powolne próby wstawania. Z czasem zrozumiałam, że nie muszę szukać siły w nadzwyczajnych wydarzeniach. Najwięcej mocy znajduje się właśnie w tej zwykłej codzienności – w tym, że mimo wszystko wstajesz rano z łóżka, idziesz na spacer, ćwiczysz, rozmawiasz, gotujesz. To z tych małych kroków buduję siebie na nowo. Blog „Siła codzienności” powstał z potrzeby podzielenia się moją historią – nie po to, by się użalać, ale by pokazać, że nawet po ciężkich przeżyciach można szukać sensu. Może nie od razu wielkiego „po co”, ale chociażby małego „na dziś”. Chcę dzielić się tu nie tylko swoją drogą zdrowotn...