Przejdź do głównej zawartości

Gdy ciało zawodzi – jak budować relację z samą sobą na nowo

Nie ma w tym nic poetyckiego, nic wzniosłego. Gdy ciało zaczyna odmawiać posłuszeństwa, nie czujesz wdzięczności, tylko strach. Złość. Żal.
Czasem nawet obrzydzenie. Bo nagle przestajesz być „tą samą sobą”.
Nie możesz chodzić, siedzieć, sięgać, robić najprostszych rzeczy. Ciało, które kiedyś działało „samo z siebie”, teraz woła o pomoc, o uwagę. I choć to trudne, musisz się z nim na nowo poznać.

1. Najpierw przychodzi bunt
„Dlaczego ja?”
„Dlaczego teraz?”
„Co zrobiłam nie tak?”
To naturalne pytania. I nie musisz ich w sobie tłumić. One są częścią procesu żałoby – bo to trochę tak, jakbyś żegnała siebie sprzed urazu, sprzed choroby. Tę wersję, która była sprawna, niezależna, „normalna”. Pozwól sobie na płacz. Na krzyk. Na żal. Ale nie pozwól, by te emocje zostały z Tobą na zawsze.

2. Potem uczysz się nowego języka
Ciało mówi inaczej. Już nie pcha Cię do działania, ale woła: „Zatrzymaj się”.
Zaczynasz uczyć się, kiedy wstać, kiedy usiąść, kiedy odpuścić. Słuchasz. Testujesz. Popełniasz błędy.
To trudne – ale z czasem to nowe ciało staje się mniej obce. Już nie tylko bolesne, ale też mądrzejsze. Uczy Cię ostrożności, cierpliwości, czułości.

3. Zmienia się Twoje lustro
Nie widzisz już siebie „jak dawniej”. Może są blizny. Może opuchlizna, sztywność, opatrunki. Może zmiana sylwetki. I tu nie chodzi o próżność. Tu chodzi o to, że widzisz w lustrze kogoś, kogo nie rozpoznajesz.
Dlatego warto mówić do siebie z łagodnością. Przestać porównywać się do „tamtej wersji”. Zacząć widzieć siłę, która nie ma nic wspólnego z wyglądem. Siłę przetrwania.

4. Naucz się mówić do siebie tak, jak mówisz do kogoś bliskiego
Gdyby Twoja przyjaciółka powiedziała: „Nie mam już siły”, odpowiedziałabyś jej: „Weź się w garść”? Nie.
Powiedziałabyś: „Jestem z Tobą. Odpocznij. Zrobiłaś już dużo.”
Spróbuj mówić tak do siebie.
Zwłaszcza wtedy, kiedy jest źle. Zwłaszcza wtedy, kiedy wszystko boli.

5. Nie musisz siebie „naprawiać”
To nie Ty się zepsułaś.
To życie się zmieniło. Twoje ciało reaguje, adaptuje się, walczy.
Nie musisz wracać do „dawnej formy”, żeby być wystarczająca. Nie musisz być silna, piękna i dzielna. Masz prawo być słaba. Masz prawo mieć dość. Masz prawo nie wiedzieć, co dalej.

6. Akceptacja nie oznacza rezygnacji
To nie znaczy: „tak już będzie zawsze”.
To znaczy: „przyjmuję siebie taką, jaka jestem dziś – bez warunków”.
Z każdym dniem możesz robić krok dalej. Ale nie po to, by siebie naprawić. Po to, by siebie odzyskać.
Nawet jeśli to będzie inna wersja Ciebie – będzie równie ważna. I równie prawdziwa.


---

Budowanie relacji z samą sobą po chorobie czy urazie to proces. Dzień po dniu. Bez wymagań. Bez presji.
Czasem to tylko szept do siebie w lustrze: „Jestem. Wystarczam. Przetrwałam.”
A to już naprawdę dużo.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Tęsknota za codziennością, która dawała siłę

 Są tacy, którzy mówią: „Nie lubię swojej pracy, robię to tylko dla pieniędzy”. Ja zawsze miałam inaczej. Praca była dla mnie czymś więcej – nie tylko obowiązkiem, ale miejscem, gdzie czułam się potrzebna, skupiona, żywa. Była moją odskocznią od domowych problemów, codziennych trosk i niepokoju. Gdy przekraczałam próg, wszystko zostawało za drzwiami – nie było już miejsca na zamartwianie się, na rozkładanie życia na czynniki pierwsze. Liczyło się tylko to, co tu i teraz. Praca wymagała ode mnie pełnej koncentracji, zaangażowania i odpowiedzialności. I dawała mi za to coś bardzo cennego – poczucie sensu, rytm, strukturę dnia. Od dłuższego czasu nie mogę jednak do niej wrócić. Choroba wywróciła moje życie do góry nogami. Ciało przestało współpracować, a ja musiałam się zatrzymać. I choć minęło już sporo czasu, tęsknota nie mija. Brakuje mi tej codziennej rutyny, porannych przygotowań, znajomych twarzy, odpowiedzialności – wszystkiego, co tworzyło moją „pracową rzeczywistość”. Bardzo ...

Moja droga do bloga - skąd pomysł na "Siłę codzienności"

Przez długi czas żyłam (w sumie dalej żyję) w cieniu bólu, zmęczenia i walki o zdrowie i normalne życie. Mój organizm wielokrotnie dawał mi sygnały, że coś jest nie tak – a ja, jak wiele osób, ignorowałam je, próbując normalnie funkcjonować, pracować, zajmować się domem i wychowaniem dziecka. Przeszłam przez wiele trudnych momentów – choroby, operacje, powroty do sprawności, upadki psychiczne i powolne próby wstawania. Z czasem zrozumiałam, że nie muszę szukać siły w nadzwyczajnych wydarzeniach. Najwięcej mocy znajduje się właśnie w tej zwykłej codzienności – w tym, że mimo wszystko wstajesz rano z łóżka, idziesz na spacer, ćwiczysz, rozmawiasz, gotujesz. To z tych małych kroków buduję siebie na nowo. Blog „Siła codzienności” powstał z potrzeby podzielenia się moją historią – nie po to, by się użalać, ale by pokazać, że nawet po ciężkich przeżyciach można szukać sensu. Może nie od razu wielkiego „po co”, ale chociażby małego „na dziś”. Chcę dzielić się tu nie tylko swoją drogą zdrowotn...

Syn

To on sprawia, że wiem, że muszę być, żyć, funkcjonować. Jest moją podporą – codzienną, cichą, a jednocześnie ogromną. Cieszę się, że go mam. Codziennie. Choć jest jeszcze nastolatkiem, przeszedł więcej, niż wielu dorosłych. Może kiedyś o tym napiszę – bo to historia, która zasługuje na opowiedzenie. Ale dziś chcę napisać o momencie, który przewrócił mnie... po to, bym mogła się podnieść. Pokłóciliśmy się. Byłam zmęczona, rozdrażniona, chora, sfrustrowana. A on – zamiast się zamknąć w sobie, powiedział mi wprost: „Mamo, o wszystko się mnie czepiasz, wszystko Ci nie pasuje. Mam już dość. Zrób coś z sobą, bo nie da się już z Tobą wytrzymać”. Te słowa zabolały jak nic wcześniej. Płakałam. Było mi strasznie przykro. Ale kiedy ból opadł – zostały tylko te słowa. I... prawda. Miał rację. Potrzebowałam tego kopniaka. Nie od świata, nie od lekarzy, nie od kogokolwiek z zewnątrz. Potrzebowałam go właśnie od niego. Bo on wie najlepiej, jaka jestem naprawdę – i jak bardzo mnie nie było w tamtym c...