Dziś jest Dzień Dziecka.
W mojej głowie brzmi to jak dzwonek – przypomnienie o tym, co powinno być. O śmiechu, o wspólnym czasie, o czymś prostym i radosnym. Tak bardzo chciałabym go spędzić inaczej. W domu. Ze swoim synem. Z mężem. Może na jakimś spacerze, w kinie, może grając w planszówki, może jedząc coś, co wszyscy lubimy, śmiejąc się z byle czego. Bez bólu. Bez tabletek przeciwbólowych. Bez zapachu szpitala.
Ale jestem tu. Znowu.
I tak bardzo boli mnie nie tylko ciało, ale i serce. Bo wiem, że mój syn zasługuje na wszystko, co najlepsze. I wiem, że dla nastolatka spędzić Dzień Dziecka u mamy w szpitalu – to nie jest spełnienie marzeń. To nie jest to, co powinno go dziś spotkać. Chciałabym być dla niego w pełni. Z siłą. Z radością. A nie zza szpitalnej szyby, w szarej piżamie i ze zmęczonymi oczami.
A jednak... jest niedziela. Może przyjadą. Może uda się złapać te kilka chwil bliskości. Może mimo wszystko będzie dobrze. Bo mój syn – to dobry, mądry chłopak. I wiem, że on to wszystko rozumie bardziej, niż myślę. Że nie trzeba wielkich prezentów ani fajerwerków, żeby wiedział, jak bardzo jest kochany.
Obiecałam sobie jedno:
Kiedyś, gdy już z tego wyjdę, gdy w końcu będę zdrowa – odbijemy sobie to wszystko. Zrobimy własny Dzień Dziecka, może nawet cały tydzień. Taki, jakiego nigdy nie zapomnimy. I nie będzie w nim już bólu, łez ani szpitalnych ścian. Tylko my. Razem. W pełni.
Dziś więc trzymam się tej myśli. Tego planu.
I jeśli Ty też dziś nie możesz być tam, gdzie chciałabyś być – wiedz, że nie jesteś sama. Czasem najtrudniejsze dni jeszcze bardziej pokazują, co jest dla nas naprawdę ważne.
Z serca – dobrego Dnia Dziecka. Dla naszych dzieci, i dla tych dzieci w nas, które tak bardzo pragną spokoju, bliskości i uśmiechu.
Komentarze
Prześlij komentarz