Są dni, kiedy ciało wydaje się największym więzieniem.
Kiedy każdy ruch boli, a każdy oddech przypomina, że coś w środku wciąż nie działa tak, jak powinno.
To wtedy przychodzi ta myśl — że chciałabym po prostu zniknąć.
Na chwilę, na godzinę, na jeden bezbolesny dzień.
Nie chodzi o ucieczkę od życia.
Chodzi o ucieczkę od bólu.
Od tej bezradności, kiedy wszystko jest za trudne — siedzenie, wstawanie, spanie, nawet oddychanie.
Kiedy czuję się uwięziona w ciele, które przestało być domem, a stało się ciężarem.
Są takie momenty, że chciałabym wyskoczyć z własnej skóry, zostawić to wszystko na chwilę za sobą.
Zamknąć oczy i poczuć, jak to jest — nie czuć.
Nie analizować, nie walczyć, nie liczyć godzin do kolejnej tabletki.
Po prostu... być.
Ale wtedy przypominam sobie, że mimo wszystko wciąż jestem tu.
Że nawet w tym bólu wciąż jest kawałek mnie, która się nie poddaje.
Która choć czasem chciałaby zniknąć, rano znów otwiera oczy i próbuje jeszcze raz.
Bo może właśnie to jest odwaga — nie w tym, by się nie bać, ale w tym, by mimo strachu zostać.
Komentarze
Prześlij komentarz