Czasem potrzebuję po prostu wyjść.
Zniknąć na chwilę z domu, z tego dobrze znanego otoczenia, które niby daje bezpieczeństwo, ale jednocześnie przyciąga wszystkie lęki, wspomnienia i niewypowiedziane myśli.
Bo w domu wszystko jest „moje” – także te ciężkie emocje.
Każdy kąt pamięta inne momenty, inne plany, inne wersje mnie.
I czasem trudno jest myśleć trzeźwo w miejscu, które codziennie przypomina o tym, co było kiedyś i co utraciłam po drodze.
Dlatego dobrze jest czasem uciec.
Usiąść gdzieś poza wszystkim.
W miejscu neutralnym – nie moim, nie obciążonym przeszłością.
W ciszy, która nie przytłacza, tylko daje przestrzeń.
Tam myśli są inne.
Tam serce inaczej bije.
Tam łatwiej dopuścić do siebie to, od czego w domu uciekam.
I można w końcu przetrawić te wszystkie „dlaczego?”, „po co?” i „czemu tak?”.
Można spojrzeć na życie z boku, bez emocjonalnego hałasu.
Zrozumieć, że to, co kiedyś było, już nie wróci — i choć to trudne, trzeba się nauczyć żyć tu i teraz, a nie w wersji sprzed kilku lat.
Czasem samotność to nie ucieczka.
Czasem to jedyne miejsce, w którym wreszcie można pogodzić się z tym, co życie przyniosło…
i zacząć się do tego wszystkiego powoli przyzwyczajać.
W neutralnym miejscu łatwiej zobaczyć, że to nie koniec historii.
To tylko inny rozdział.
Trudniejszy — ale nie ostatni.
Komentarze
Prześlij komentarz