Znowu czeka mnie szpital.
Odliczam dni, choć wcale nie chcę. Z jednej strony chciałabym, żeby to się już skończyło, a z drugiej — tak bardzo się boję. Boję się tego wszystkiego, co znane aż za dobrze: zimnych korytarzy, zapachu środków dezynfekcyjnych, monotonii dni, które zlewają się w jedno.
Kiedy pomyślę, że w ciągu roku to będzie już piąty pobyt w szpitalu, sama nie wierzę, że to aż tyle.
Kiedyś to były tylko wizyty kontrolne, drobne badania, szybkie wyjścia.
Teraz szpital stał się częścią mojego życia — taką, której nie da się ominąć.
Nie mam wyjścia.
Muszę to przetrwać.
Muszę wierzyć, że tym razem wszystko pójdzie dobrze, że to kolejny krok w stronę poprawy, choć droga wciąż wydaje się bardzo długa.
Najtrudniejsze jest to oczekiwanie — między tym, co było, a tym, co dopiero nadejdzie.
Ale wiem, że nie mogę się poddać.
Może jeszcze nie teraz, może nie jutro, ale przyjdzie taki dzień, w którym nie będę musiała już pakować walizki do szpitala.
A dziś pozostaje mi tylko jedno — spokój.
I nadzieja, że to wszystko naprawdę ma jakiś sens.
Komentarze
Prześlij komentarz