Jest taki moment, który wraca.
Nie wiem, czemu właśnie on, skoro w życiu było tyle innych — dobrych, złych, zwyczajnych.
Ale to właśnie ten jeden kadr nie chce mnie opuścić.
Czasem, tuż przed snem, widzę wszystko tak wyraźnie, jakby to działo się znów.
Szpitalne światło, chłód powietrza, głosy w tle.
I to uczucie... to przerażenie, kiedy po operacji otworzyłam oczy i zrozumiałam, że nie czuję jednej nogi.
Że nie ruszam nią.
Że jakby jej po prostu nie było.
Tamten moment to była czysta panika.
Płacz, którego nie da się powstrzymać, strach, który rozrywa od środka.
Tyle miesięcy minęło, a ja wciąż to czuję.
Jakby tamta ja – leżąca, bezsilna, zagubiona – dalej gdzieś we mnie żyła.
Czasem udaje mi się o tym nie myśleć.
Pomagają tabletki, pomagają rozmowy, czasem zwykłe zmęczenie dnia.
Ale są noce, gdy budzę się nad ranem, a ten obraz znów jest przede mną.
Jak film, którego nie mogę przewinąć, nie mogę wyłączyć, nie mogę zapomnieć.
Może kiedyś się uda.
Może przyjdzie taki dzień, że ten kadr stanie się tylko wspomnieniem, a nie raną, która ciągle krwawi.
Na razie jednak — po prostu uczę się z nim żyć.
Z tą pamięcią, ze strachem, z sobą z tamtego dnia.
Komentarze
Prześlij komentarz