„Wszystko będzie dobrze.”
„Trzeba być dobrej myśli.”
„Jeszcze trochę i przejdzie.”
„Tylko potrzeba czasu.”
Ile razy to słyszałam?
Od rodziny, znajomych, lekarzy, ludzi, którzy „chcą dobrze”.
I wiem, że często mówią to z troski. Ale nie mogę już tego słuchać.
Te słowa są jak plaster na otwartą ranę – mają coś zakryć, ale nie pomagają.
Czasem wręcz przeciwnie – sprawiają, że czuję się niezrozumiana, zlekceważona, jakby moje cierpienie było niewygodne i trzeba je po prostu „przegadać pozytywnie”.
Bo co to znaczy: będzie dobrze?
Dobrze jak? Kiedy? Na jakich zasadach?
Kiedy siedzisz po operacji, nie możesz spać z bólu, nie wiesz, czy wrócisz do pracy, czy odzyskasz pełną sprawność – to nie działa.
Kiedy psychicznie jesteś na skraju – to nie pomaga.
Bo czasem nie chcesz „być dobrej myśli” – chcesz po prostu powiedzieć: „jest mi źle” i zostać w tym, bez ocen, bez doradzania.
Czego potrzebuję zamiast?
Ciszy. Obecności.
Zwykłego: „To musi być dla Ciebie trudne.”
„Nie wiem, co powiedzieć, ale jestem.”
„Nie musisz udawać, że jest ok.”
To są zdania, które coś we mnie otwierają. Które nie zmuszają mnie do uśmiechu, nie uciszają mojego bólu.
Bo nie zawsze trzeba go naprawiać. Czasem wystarczy przy nim posiedzieć.
Nie piszę tego, by kogoś ocenić.
Wiem, że ludzie nie zawsze wiedzą, co powiedzieć. I że to trudne – być przy kimś cierpiącym.
Ale jeśli kiedyś spotkasz osobę, która przechodzi przez ciężki czas – nie rzucaj automatycznych frazesów.
Po prostu… bądź. Autentycznie.
To wystarczy.
Komentarze
Prześlij komentarz