Przejdź do głównej zawartości

"Wszystko będzie dobrze" - teksty, których nienawidzę

„Wszystko będzie dobrze.”
„Trzeba być dobrej myśli.”
„Jeszcze trochę i przejdzie.”
„Tylko potrzeba czasu.”

Ile razy to słyszałam?
Od rodziny, znajomych, lekarzy, ludzi, którzy „chcą dobrze”.
I wiem, że często mówią to z troski. Ale nie mogę już tego słuchać.

Te słowa są jak plaster na otwartą ranę – mają coś zakryć, ale nie pomagają.
Czasem wręcz przeciwnie – sprawiają, że czuję się niezrozumiana, zlekceważona, jakby moje cierpienie było niewygodne i trzeba je po prostu „przegadać pozytywnie”.

Bo co to znaczy: będzie dobrze?
Dobrze jak? Kiedy? Na jakich zasadach?

Kiedy siedzisz po operacji, nie możesz spać z bólu, nie wiesz, czy wrócisz do pracy, czy odzyskasz pełną sprawność – to nie działa.
Kiedy psychicznie jesteś na skraju – to nie pomaga.
Bo czasem nie chcesz „być dobrej myśli” – chcesz po prostu powiedzieć: „jest mi źle” i zostać w tym, bez ocen, bez doradzania.

Czego potrzebuję zamiast?

Ciszy. Obecności.
Zwykłego: „To musi być dla Ciebie trudne.”
„Nie wiem, co powiedzieć, ale jestem.”
„Nie musisz udawać, że jest ok.”

To są zdania, które coś we mnie otwierają. Które nie zmuszają mnie do uśmiechu, nie uciszają mojego bólu.

Bo nie zawsze trzeba go naprawiać. Czasem wystarczy przy nim posiedzieć.

Nie piszę tego, by kogoś ocenić.
Wiem, że ludzie nie zawsze wiedzą, co powiedzieć. I że to trudne – być przy kimś cierpiącym.
Ale jeśli kiedyś spotkasz osobę, która przechodzi przez ciężki czas – nie rzucaj automatycznych frazesów.
Po prostu… bądź. Autentycznie.
To wystarczy.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Tęsknota za codziennością, która dawała siłę

 Są tacy, którzy mówią: „Nie lubię swojej pracy, robię to tylko dla pieniędzy”. Ja zawsze miałam inaczej. Praca była dla mnie czymś więcej – nie tylko obowiązkiem, ale miejscem, gdzie czułam się potrzebna, skupiona, żywa. Była moją odskocznią od domowych problemów, codziennych trosk i niepokoju. Gdy przekraczałam próg, wszystko zostawało za drzwiami – nie było już miejsca na zamartwianie się, na rozkładanie życia na czynniki pierwsze. Liczyło się tylko to, co tu i teraz. Praca wymagała ode mnie pełnej koncentracji, zaangażowania i odpowiedzialności. I dawała mi za to coś bardzo cennego – poczucie sensu, rytm, strukturę dnia. Od dłuższego czasu nie mogę jednak do niej wrócić. Choroba wywróciła moje życie do góry nogami. Ciało przestało współpracować, a ja musiałam się zatrzymać. I choć minęło już sporo czasu, tęsknota nie mija. Brakuje mi tej codziennej rutyny, porannych przygotowań, znajomych twarzy, odpowiedzialności – wszystkiego, co tworzyło moją „pracową rzeczywistość”. Bardzo ...

Moja droga do bloga - skąd pomysł na "Siłę codzienności"

Przez długi czas żyłam (w sumie dalej żyję) w cieniu bólu, zmęczenia i walki o zdrowie i normalne życie. Mój organizm wielokrotnie dawał mi sygnały, że coś jest nie tak – a ja, jak wiele osób, ignorowałam je, próbując normalnie funkcjonować, pracować, zajmować się domem i wychowaniem dziecka. Przeszłam przez wiele trudnych momentów – choroby, operacje, powroty do sprawności, upadki psychiczne i powolne próby wstawania. Z czasem zrozumiałam, że nie muszę szukać siły w nadzwyczajnych wydarzeniach. Najwięcej mocy znajduje się właśnie w tej zwykłej codzienności – w tym, że mimo wszystko wstajesz rano z łóżka, idziesz na spacer, ćwiczysz, rozmawiasz, gotujesz. To z tych małych kroków buduję siebie na nowo. Blog „Siła codzienności” powstał z potrzeby podzielenia się moją historią – nie po to, by się użalać, ale by pokazać, że nawet po ciężkich przeżyciach można szukać sensu. Może nie od razu wielkiego „po co”, ale chociażby małego „na dziś”. Chcę dzielić się tu nie tylko swoją drogą zdrowotn...

Syn

To on sprawia, że wiem, że muszę być, żyć, funkcjonować. Jest moją podporą – codzienną, cichą, a jednocześnie ogromną. Cieszę się, że go mam. Codziennie. Choć jest jeszcze nastolatkiem, przeszedł więcej, niż wielu dorosłych. Może kiedyś o tym napiszę – bo to historia, która zasługuje na opowiedzenie. Ale dziś chcę napisać o momencie, który przewrócił mnie... po to, bym mogła się podnieść. Pokłóciliśmy się. Byłam zmęczona, rozdrażniona, chora, sfrustrowana. A on – zamiast się zamknąć w sobie, powiedział mi wprost: „Mamo, o wszystko się mnie czepiasz, wszystko Ci nie pasuje. Mam już dość. Zrób coś z sobą, bo nie da się już z Tobą wytrzymać”. Te słowa zabolały jak nic wcześniej. Płakałam. Było mi strasznie przykro. Ale kiedy ból opadł – zostały tylko te słowa. I... prawda. Miał rację. Potrzebowałam tego kopniaka. Nie od świata, nie od lekarzy, nie od kogokolwiek z zewnątrz. Potrzebowałam go właśnie od niego. Bo on wie najlepiej, jaka jestem naprawdę – i jak bardzo mnie nie było w tamtym c...