Przejdź do głównej zawartości

Odsunęłam się, zanim zdążyli odejść – o samotności, która przyszła z chorobą

Przez chorobę straciłam przyjaciół, znajomych, bliskich. Ale prawda jest taka, że to nie oni mnie zostawili.
To ja – zagubiona w bólu, zmęczeniu i poczuciu beznadziei – powoli przestawałam odbierać telefony, nie odpisywałam na wiadomości, odwoływałam spotkania. W pewnym momencie po prostu zniknęłam z życia ludzi.

Nie miałam na to siły. Choroba nie tylko wykańcza ciało – wyżera też kawałki duszy. Kiedy człowiek przez długi czas czuje się słaby, niepotrzebny, zależny – zaczyna wierzyć, że nikomu nie jest już potrzebny. Wmawia sobie, że „nie będzie nikogo obciążać”, że „ludzie mają swoje życie”, że „to i tak nic nie zmieni”.

Ale zmienia. Samotność, która przychodzi później, boli inaczej niż ból fizyczny. To cichy, przewlekły stan pustki, który odbiera poczucie bycia częścią świata.

Długo miałam do siebie żal. Za to, że nie walczyłam o relacje. Że nie pozwoliłam nikomu być przy mnie – właśnie wtedy, gdy najbardziej tego potrzebowałam.

Dziś próbuję to zrozumieć. Dziś uczę się mówić „hej, jestem”, nawet jeśli minęło sporo czasu. Bo może nie jest jeszcze za późno. Może jeszcze da się coś odbudować – choćby na innych warunkach, w innym rytmie.

Jeśli czytasz ten wpis i masz podobne doświadczenia – jesteś ważny. Twoje milczenie nie przekreśla Twojej wartości. Czasem wystarczy jedno zdanie, by wrócić – do siebie, do ludzi, do życia.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Tęsknota za codziennością, która dawała siłę

 Są tacy, którzy mówią: „Nie lubię swojej pracy, robię to tylko dla pieniędzy”. Ja zawsze miałam inaczej. Praca była dla mnie czymś więcej – nie tylko obowiązkiem, ale miejscem, gdzie czułam się potrzebna, skupiona, żywa. Była moją odskocznią od domowych problemów, codziennych trosk i niepokoju. Gdy przekraczałam próg, wszystko zostawało za drzwiami – nie było już miejsca na zamartwianie się, na rozkładanie życia na czynniki pierwsze. Liczyło się tylko to, co tu i teraz. Praca wymagała ode mnie pełnej koncentracji, zaangażowania i odpowiedzialności. I dawała mi za to coś bardzo cennego – poczucie sensu, rytm, strukturę dnia. Od dłuższego czasu nie mogę jednak do niej wrócić. Choroba wywróciła moje życie do góry nogami. Ciało przestało współpracować, a ja musiałam się zatrzymać. I choć minęło już sporo czasu, tęsknota nie mija. Brakuje mi tej codziennej rutyny, porannych przygotowań, znajomych twarzy, odpowiedzialności – wszystkiego, co tworzyło moją „pracową rzeczywistość”. Bardzo ...

Moja droga do bloga - skąd pomysł na "Siłę codzienności"

Przez długi czas żyłam (w sumie dalej żyję) w cieniu bólu, zmęczenia i walki o zdrowie i normalne życie. Mój organizm wielokrotnie dawał mi sygnały, że coś jest nie tak – a ja, jak wiele osób, ignorowałam je, próbując normalnie funkcjonować, pracować, zajmować się domem i wychowaniem dziecka. Przeszłam przez wiele trudnych momentów – choroby, operacje, powroty do sprawności, upadki psychiczne i powolne próby wstawania. Z czasem zrozumiałam, że nie muszę szukać siły w nadzwyczajnych wydarzeniach. Najwięcej mocy znajduje się właśnie w tej zwykłej codzienności – w tym, że mimo wszystko wstajesz rano z łóżka, idziesz na spacer, ćwiczysz, rozmawiasz, gotujesz. To z tych małych kroków buduję siebie na nowo. Blog „Siła codzienności” powstał z potrzeby podzielenia się moją historią – nie po to, by się użalać, ale by pokazać, że nawet po ciężkich przeżyciach można szukać sensu. Może nie od razu wielkiego „po co”, ale chociażby małego „na dziś”. Chcę dzielić się tu nie tylko swoją drogą zdrowotn...

Syn

To on sprawia, że wiem, że muszę być, żyć, funkcjonować. Jest moją podporą – codzienną, cichą, a jednocześnie ogromną. Cieszę się, że go mam. Codziennie. Choć jest jeszcze nastolatkiem, przeszedł więcej, niż wielu dorosłych. Może kiedyś o tym napiszę – bo to historia, która zasługuje na opowiedzenie. Ale dziś chcę napisać o momencie, który przewrócił mnie... po to, bym mogła się podnieść. Pokłóciliśmy się. Byłam zmęczona, rozdrażniona, chora, sfrustrowana. A on – zamiast się zamknąć w sobie, powiedział mi wprost: „Mamo, o wszystko się mnie czepiasz, wszystko Ci nie pasuje. Mam już dość. Zrób coś z sobą, bo nie da się już z Tobą wytrzymać”. Te słowa zabolały jak nic wcześniej. Płakałam. Było mi strasznie przykro. Ale kiedy ból opadł – zostały tylko te słowa. I... prawda. Miał rację. Potrzebowałam tego kopniaka. Nie od świata, nie od lekarzy, nie od kogokolwiek z zewnątrz. Potrzebowałam go właśnie od niego. Bo on wie najlepiej, jaka jestem naprawdę – i jak bardzo mnie nie było w tamtym c...