To on sprawia, że wiem, że muszę być, żyć, funkcjonować.
Jest moją podporą – codzienną, cichą, a jednocześnie ogromną.
Cieszę się, że go mam. Codziennie.
Choć jest jeszcze nastolatkiem, przeszedł więcej, niż wielu dorosłych. Może kiedyś o tym napiszę – bo to historia, która zasługuje na opowiedzenie.
Ale dziś chcę napisać o momencie, który przewrócił mnie... po to, bym mogła się podnieść.
Pokłóciliśmy się. Byłam zmęczona, rozdrażniona, chora, sfrustrowana.
A on – zamiast się zamknąć w sobie, powiedział mi wprost:
„Mamo, o wszystko się mnie czepiasz, wszystko Ci nie pasuje. Mam już dość. Zrób coś z sobą, bo nie da się już z Tobą wytrzymać”.
Te słowa zabolały jak nic wcześniej.
Płakałam. Było mi strasznie przykro.
Ale kiedy ból opadł – zostały tylko te słowa. I... prawda.
Miał rację.
Potrzebowałam tego kopniaka. Nie od świata, nie od lekarzy, nie od kogokolwiek z zewnątrz. Potrzebowałam go właśnie od niego.
Bo on wie najlepiej, jaka jestem naprawdę – i jak bardzo mnie nie było w tamtym czasie.
Zrobiłam coś z sobą. Zaczęłam się zbierać. Małymi krokami.
Dziękuję Ci, Synku.
Pięknie napisane!
OdpowiedzUsuńDziękuję.
Usuń