Przejdź do głównej zawartości

Wytrzymać z chorym i nie zwariować – dla tych, którzy są obok

Ten wpis jest mniej o mnie, a bardziej o Was.
O tych, którzy są blisko – partnerach, dzieciach, rodzicach, przyjaciołach.
Bo choruje nie tylko ciało jednej osoby. Choruje cały dom, cały świat wokół.

Nie mówi się o tym wystarczająco często, ale bycie przy osobie chorej to ogromna odpowiedzialność emocjonalna, fizyczna i psychiczna. I często – ogromna samotność.


---

Nie jestem łatwa. I wiem o tym.

Znam siebie w tych najgorszych momentach.
Bywam nerwowa, kłótliwa, niecierpliwa. Czasem wręcz niemiła. Mam pretensje do całego świata – a Wy akurat jesteście najbliżej.

Nie radzę sobie z bólem, ograniczeniami, złością na własne ciało.
I czasem ta złość rozlewa się na Was.

Nie zawsze potrafię to zatrzymać. Ale to nie znaczy, że tego nie widzę.
Wiem, że czasem macie ochotę wyjść, trzasnąć drzwiami. I byłoby to zrozumiałe.


---

Chory potrzebuje opieki. Opiekun potrzebuje siły.

Ale skąd ją brać, gdy nie masz chwili dla siebie?
Gdy słuchasz o bólu, pomagasz przy wstawaniu, gotujesz, podajesz leki, wspierasz emocjonalnie?
Gdy ktoś płacze, a Ty nie możesz się rozkleić, bo przecież musisz być silny/silna?

To też o Was powinien ktoś zadbać.
Dlatego proszę – choć czasem – wybierzcie siebie.

Idźcie na spacer.

Spotkajcie się z kimś bliskim.

Porozmawiajcie z kimś, komu możecie się wygadać.

Przypomnijcie sobie, że macie prawo być zmęczeni.



---

Choroba nie odbiera prawa do bycia człowiekiem – i Wam, i mnie.

Nie jesteśmy idealni. Żadne z nas.
Ale jeśli gdzieś w tym wszystkim znajdziemy miejsce na szczerość, wzajemne przeprosiny, uśmiech mimo wszystko – to już bardzo dużo.


---

Dziękuję Wam.
Za cierpliwość, której nie umiem okazać.
Za obecność, kiedy najchętniej bym się odsunęła.
Za to, że nie zostawiacie – nawet, gdy ja sama nie jestem dla siebie łatwa do zniesienia.

Komentarze

  1. eutanazja prawem nie towarem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eutanazja jest nielegalna a poza tym niektórzy chorzy chcą żyć bo mają dla kogo.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Tęsknota za codziennością, która dawała siłę

 Są tacy, którzy mówią: „Nie lubię swojej pracy, robię to tylko dla pieniędzy”. Ja zawsze miałam inaczej. Praca była dla mnie czymś więcej – nie tylko obowiązkiem, ale miejscem, gdzie czułam się potrzebna, skupiona, żywa. Była moją odskocznią od domowych problemów, codziennych trosk i niepokoju. Gdy przekraczałam próg, wszystko zostawało za drzwiami – nie było już miejsca na zamartwianie się, na rozkładanie życia na czynniki pierwsze. Liczyło się tylko to, co tu i teraz. Praca wymagała ode mnie pełnej koncentracji, zaangażowania i odpowiedzialności. I dawała mi za to coś bardzo cennego – poczucie sensu, rytm, strukturę dnia. Od dłuższego czasu nie mogę jednak do niej wrócić. Choroba wywróciła moje życie do góry nogami. Ciało przestało współpracować, a ja musiałam się zatrzymać. I choć minęło już sporo czasu, tęsknota nie mija. Brakuje mi tej codziennej rutyny, porannych przygotowań, znajomych twarzy, odpowiedzialności – wszystkiego, co tworzyło moją „pracową rzeczywistość”. Bardzo ...

„Choroba zabrała mi plany, ale dała inną siłę”

Krótko przed chorobą wydarzyło się coś, co wtedy wydawało mi się szczytem. Dostałam awans. Taki, o który walczyłam długo, wytrwale, z resztkami sił. Lubiłam swoją pracę – nie tylko dlatego, że ją znałam. Lubiłam ją, bo czułam, że jestem w niej dobra. Bo miałam ambicję. Bo chciałam więcej – nie z chciwości, ale z pasji. Myślałam o kolejnych studiach, nowych kwalifikacjach. W głowie miałam plan na następne kilka lat – jak piąć się wyżej, jak jeszcze lepiej pracować, rozwijać się. A potem wszystko się posypało. --- Choroba przyszła cicho. Ale zabrała głośno. Najpierw odebrała mi siły. Potem pewność siebie. Potem plany. Nie poszłam wyżej. Nie zapisałam się na te studia. Nie zrealizowałam kolejnych kroków. Zamiast tego – leżę. Czasem dosłownie. Czasem symbolicznie – w miejscu. Są dni, kiedy płaczę z bezsilności. Ze strachu. Z tęsknoty za sobą sprzed choroby. Bo bardzo mi szkoda mojej pracy. Bardzo mi szkoda mojego stanowiska. I bardzo się boję. Co będzie, jeśli nie wrócę? Jeśli to, co budow...

Moja droga do bloga - skąd pomysł na "Siłę codzienności"

Przez długi czas żyłam (w sumie dalej żyję) w cieniu bólu, zmęczenia i walki o zdrowie i normalne życie. Mój organizm wielokrotnie dawał mi sygnały, że coś jest nie tak – a ja, jak wiele osób, ignorowałam je, próbując normalnie funkcjonować, pracować, zajmować się domem i wychowaniem dziecka. Przeszłam przez wiele trudnych momentów – choroby, operacje, powroty do sprawności, upadki psychiczne i powolne próby wstawania. Z czasem zrozumiałam, że nie muszę szukać siły w nadzwyczajnych wydarzeniach. Najwięcej mocy znajduje się właśnie w tej zwykłej codzienności – w tym, że mimo wszystko wstajesz rano z łóżka, idziesz na spacer, ćwiczysz, rozmawiasz, gotujesz. To z tych małych kroków buduję siebie na nowo. Blog „Siła codzienności” powstał z potrzeby podzielenia się moją historią – nie po to, by się użalać, ale by pokazać, że nawet po ciężkich przeżyciach można szukać sensu. Może nie od razu wielkiego „po co”, ale chociażby małego „na dziś”. Chcę dzielić się tu nie tylko swoją drogą zdrowotn...