W ciągu ostatnich dwóch lat przeszłam aż trzy zabiegi pod narkozą. Każdy z nich był dla mojego ciała ogromnym obciążeniem – nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. W tamtym czasie wszystko wydawało się przytłaczające, a dodatkowy cios przyszedł z zupełnie niespodziewanej strony – zaczęły wypadać mi włosy. I to nie po kilka – wychodziły garściami. Każde czesanie, każde mycie kończyło się kolejnym smutkiem.
Te włosy stały się symbolem wszystkiego, co wtedy traciłam. I choć to „tylko włosy”, to ich utrata dołożyła się do poczucia bezsilności i rozżalenia. Na szczęście – jak w wielu innych sprawach – postanowiłam zawalczyć.
Zaczęłam od suplementów – postawiłam na dobre tabletki z biotyną. Regularność to klucz, więc każdego dnia, bez wymówek, brałam swoją dawkę. Do tego dołączyłam picie naparu z suszonej pokrzywy – naturalne wsparcie dla organizmu, bogate w witaminy i minerały. Próbowałam też drożdży, ale… powiedzmy sobie szczerze – ich smak był dla mnie nie do przejścia, a efektów nie zauważyłam.
I co najważniejsze – przestałam męczyć moje włosy. Zero suszarki, zero prostownicy, zero farbowania. Naturalność stała się moim sprzymierzeńcem, nie tylko w wyglądzie, ale i w procesie leczenia.
Dziś mogę powiedzieć z ulgą: to działa. Mam mnóstwo baby hair, które radośnie sterczą tu i tam, dając nadzieję, że z czasem znów będę mogła cieszyć się gęstą czupryną. Teraz zostaje tylko cierpliwie czekać – ale tym razem już z większym spokojem i nadzieją.
Komentarze
Prześlij komentarz