Kiedyś czekałam na cud. Naprawdę. Na coś wielkiego, co nagle wszystko zmieni – uleczy ból, zabierze zmęczenie, przywróci radość życia. Jakby miało się wydarzyć coś w stylu „od jutra wszystko będzie dobrze”. Ale jutro przychodziło, a cud jakoś nie.
Zrozumiałam, że to nie cud ma do mnie przyjść. To ja muszę wyjść mu naprzeciw – małymi krokami. Nie spektakularnymi zmianami, tylko drobnymi decyzjami, które z pozoru nic nie znaczą, a w rzeczywistości robią różnicę. Czasem to jedno ćwiczenie więcej, mimo że boli. Czasem to odmówienie sobie wieczornego batonika. Innym razem – danie sobie prawa do odpoczynku bez poczucia winy.
Nie szukam już magicznych rozwiązań. Szukam sensu w codziennych działaniach. W tym, że dziś wstałam z łóżka bez jęku. Że przetrwałam dzień z mniejszą ilością tabletek przeciwbólowych. Że spacer był trochę dłuższy niż wczoraj. Że zamiast przescrollować cały wieczór w telefonie, usiadłam i napisałam ten tekst.
Te „małe” rzeczy tworzą coś większego. Układają się w historię, która ma znaczenie. Nawet jeśli nie jest idealna. Nawet jeśli bywa trudna. Ale to moja historia – i nie potrzebuję cudów, żeby iść dalej.
Bo może właśnie w tym tkwi prawdziwy cud: że mimo wszystko – nadal idę.
A Ty? Co daje Ci sens na co dzień, nawet jeśli nie wszystko układa się po Twojej myśli?
Komentarze
Prześlij komentarz