Przejdź do głównej zawartości

Tamten dzień, kiedy wszystko się zatrzymało

Sześć lat temu, miałam wtedy 32 lata, na kilka dni przed komunią mojego syna, świat zawirował. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to początek dłuższej drogi. Niby zwykła kontrola, badanie piersi, nic nie zapowiadało burzy. A jednak – guz. Diagnoza, która przyszła jak grom z jasnego nieba.

Przez kilka dni czekałam na wyniki dalszych badań. I przez te kilka dni nie byłam sobą. Przerażenie, lęk, bezradność a przy tym przygotowania do I Komunii Świętej syna i ukrywanie łez i załamania. Myśli kłębiły się w głowie: "Mam jeszcze małe dziecko. Jak mam odejść? Jak mam nie zdążyć? Przecież on mnie jeszcze tak bardzo potrzebuje."

To było moje pierwsze prawdziwe załamanie. Pierwsze zderzenie z tym, że ciało potrafi nas zaskoczyć, że nie wszystko mamy pod kontrolą. Ale też pierwszy moment, w którym zaczęłam się uczyć, jak żyć obok strachu – nie wypierać go, ale go oswajać.

Wyniki na szczęście przyniosły ulgę – guz okazał się łagodny. Ale od tamtej pory co sześć miesięcy chodzę na kontrolę. I choć towarzyszy temu niepokój, już się z tym oswoiłam. To stało się częścią mojego życia, rutyną, która przypomina mi, jak ważne jest zdrowie. I że każda chwila z bliskimi jest bezcenna.
To był początek mojej siły – choć wtedy wydawało się, że wszystko się kończy, już będę żyć spokojnie i rozwijać się w pracy, którą uwielbiam. Z perspektywy czasu widzę, że właśnie tamte dni pełne lęku i bezradności nauczyły mnie najwięcej. O sobie, o życiu, o tym, jak krucha jest codzienność i jak bardzo warto ją pielęgnować. To wtedy zaczęła się moja droga, na której niejednokrotnie łzy lały się strumieniami. Musiałam nauczyć się siły, walki o przetrwanie oraz życia z uśmiechem pomimo strachu, smutku i załamania.

Jeśli jesteś teraz w podobnym miejscu – czekasz na wyniki, boisz się, nie możesz spać – wiedz, że nie jesteś sama. Te emocje są normalne. Jesteś silniejsza, niż Ci się wydaje. I nawet jeśli teraz tego nie czujesz – ten strach kiedyś przestanie być tak przerażający.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Tęsknota za codziennością, która dawała siłę

 Są tacy, którzy mówią: „Nie lubię swojej pracy, robię to tylko dla pieniędzy”. Ja zawsze miałam inaczej. Praca była dla mnie czymś więcej – nie tylko obowiązkiem, ale miejscem, gdzie czułam się potrzebna, skupiona, żywa. Była moją odskocznią od domowych problemów, codziennych trosk i niepokoju. Gdy przekraczałam próg, wszystko zostawało za drzwiami – nie było już miejsca na zamartwianie się, na rozkładanie życia na czynniki pierwsze. Liczyło się tylko to, co tu i teraz. Praca wymagała ode mnie pełnej koncentracji, zaangażowania i odpowiedzialności. I dawała mi za to coś bardzo cennego – poczucie sensu, rytm, strukturę dnia. Od dłuższego czasu nie mogę jednak do niej wrócić. Choroba wywróciła moje życie do góry nogami. Ciało przestało współpracować, a ja musiałam się zatrzymać. I choć minęło już sporo czasu, tęsknota nie mija. Brakuje mi tej codziennej rutyny, porannych przygotowań, znajomych twarzy, odpowiedzialności – wszystkiego, co tworzyło moją „pracową rzeczywistość”. Bardzo ...

Moja droga do bloga - skąd pomysł na "Siłę codzienności"

Przez długi czas żyłam (w sumie dalej żyję) w cieniu bólu, zmęczenia i walki o zdrowie i normalne życie. Mój organizm wielokrotnie dawał mi sygnały, że coś jest nie tak – a ja, jak wiele osób, ignorowałam je, próbując normalnie funkcjonować, pracować, zajmować się domem i wychowaniem dziecka. Przeszłam przez wiele trudnych momentów – choroby, operacje, powroty do sprawności, upadki psychiczne i powolne próby wstawania. Z czasem zrozumiałam, że nie muszę szukać siły w nadzwyczajnych wydarzeniach. Najwięcej mocy znajduje się właśnie w tej zwykłej codzienności – w tym, że mimo wszystko wstajesz rano z łóżka, idziesz na spacer, ćwiczysz, rozmawiasz, gotujesz. To z tych małych kroków buduję siebie na nowo. Blog „Siła codzienności” powstał z potrzeby podzielenia się moją historią – nie po to, by się użalać, ale by pokazać, że nawet po ciężkich przeżyciach można szukać sensu. Może nie od razu wielkiego „po co”, ale chociażby małego „na dziś”. Chcę dzielić się tu nie tylko swoją drogą zdrowotn...

Syn

To on sprawia, że wiem, że muszę być, żyć, funkcjonować. Jest moją podporą – codzienną, cichą, a jednocześnie ogromną. Cieszę się, że go mam. Codziennie. Choć jest jeszcze nastolatkiem, przeszedł więcej, niż wielu dorosłych. Może kiedyś o tym napiszę – bo to historia, która zasługuje na opowiedzenie. Ale dziś chcę napisać o momencie, który przewrócił mnie... po to, bym mogła się podnieść. Pokłóciliśmy się. Byłam zmęczona, rozdrażniona, chora, sfrustrowana. A on – zamiast się zamknąć w sobie, powiedział mi wprost: „Mamo, o wszystko się mnie czepiasz, wszystko Ci nie pasuje. Mam już dość. Zrób coś z sobą, bo nie da się już z Tobą wytrzymać”. Te słowa zabolały jak nic wcześniej. Płakałam. Było mi strasznie przykro. Ale kiedy ból opadł – zostały tylko te słowa. I... prawda. Miał rację. Potrzebowałam tego kopniaka. Nie od świata, nie od lekarzy, nie od kogokolwiek z zewnątrz. Potrzebowałam go właśnie od niego. Bo on wie najlepiej, jaka jestem naprawdę – i jak bardzo mnie nie było w tamtym c...