Przejdź do głównej zawartości

Cicho, żeby nikt nie widział

Mówienie o bólu nie przychodzi mi łatwo. Nie dlatego, że nie czuję. Przeciwnie – czuję aż za dużo. Ale coś we mnie mówi: „Nie obciążaj innych. Nie narzekaj. Bądź silna.”

I tak właśnie przez długi czas byłam silna na pokaz. Uśmiechałam się, mówiłam: „Dobrze, jakoś leci.” A w środku pękałam. Czasem po cichu, czasem głośno – gdy nikt nie widział. W nocy. Pod prysznicem. Albo po prostu w środku dnia, kiedy ból przychodził nie tylko fizyczny, ale ten drugi – bardziej rozrywający – samotność, bezsilność, tęsknota za dawną sobą.

Ukrywanie tego przed rodziną i bliskimi stało się moją codziennością. Może z lęku przed oceną, może z obawy, że nie zrozumieją. Może dlatego, że tak bardzo chciałam być „normalna”, „jak dawniej”.

Z czasem odsuwanie się od ludzi stało się naturalne. Przestałam odbierać telefony, rzadziej odpowiadałam na wiadomości. Znajomi znikali powoli, cicho, jakbyśmy wszyscy udawali, że nic się nie dzieje.

Dziś wiem, że to było błędne koło. Że milczenie nie chroni, tylko pogłębia samotność. Ale wiem też, że nie jestem jedyna. Wiem, że są osoby, które też chowają się za uśmiechem.

Jeśli to czytasz i czujesz, że to o Tobie – jesteśmy w tym razem. Nie musisz zawsze być silna/y. Nie musisz udawać. Czasem najodważniejszą rzeczą, jaką możemy zrobić, jest powiedzenie komuś: „Nie daję rady.”

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Tęsknota za codziennością, która dawała siłę

 Są tacy, którzy mówią: „Nie lubię swojej pracy, robię to tylko dla pieniędzy”. Ja zawsze miałam inaczej. Praca była dla mnie czymś więcej – nie tylko obowiązkiem, ale miejscem, gdzie czułam się potrzebna, skupiona, żywa. Była moją odskocznią od domowych problemów, codziennych trosk i niepokoju. Gdy przekraczałam próg, wszystko zostawało za drzwiami – nie było już miejsca na zamartwianie się, na rozkładanie życia na czynniki pierwsze. Liczyło się tylko to, co tu i teraz. Praca wymagała ode mnie pełnej koncentracji, zaangażowania i odpowiedzialności. I dawała mi za to coś bardzo cennego – poczucie sensu, rytm, strukturę dnia. Od dłuższego czasu nie mogę jednak do niej wrócić. Choroba wywróciła moje życie do góry nogami. Ciało przestało współpracować, a ja musiałam się zatrzymać. I choć minęło już sporo czasu, tęsknota nie mija. Brakuje mi tej codziennej rutyny, porannych przygotowań, znajomych twarzy, odpowiedzialności – wszystkiego, co tworzyło moją „pracową rzeczywistość”. Bardzo ...

Moja droga do bloga - skąd pomysł na "Siłę codzienności"

Przez długi czas żyłam (w sumie dalej żyję) w cieniu bólu, zmęczenia i walki o zdrowie i normalne życie. Mój organizm wielokrotnie dawał mi sygnały, że coś jest nie tak – a ja, jak wiele osób, ignorowałam je, próbując normalnie funkcjonować, pracować, zajmować się domem i wychowaniem dziecka. Przeszłam przez wiele trudnych momentów – choroby, operacje, powroty do sprawności, upadki psychiczne i powolne próby wstawania. Z czasem zrozumiałam, że nie muszę szukać siły w nadzwyczajnych wydarzeniach. Najwięcej mocy znajduje się właśnie w tej zwykłej codzienności – w tym, że mimo wszystko wstajesz rano z łóżka, idziesz na spacer, ćwiczysz, rozmawiasz, gotujesz. To z tych małych kroków buduję siebie na nowo. Blog „Siła codzienności” powstał z potrzeby podzielenia się moją historią – nie po to, by się użalać, ale by pokazać, że nawet po ciężkich przeżyciach można szukać sensu. Może nie od razu wielkiego „po co”, ale chociażby małego „na dziś”. Chcę dzielić się tu nie tylko swoją drogą zdrowotn...

Syn

To on sprawia, że wiem, że muszę być, żyć, funkcjonować. Jest moją podporą – codzienną, cichą, a jednocześnie ogromną. Cieszę się, że go mam. Codziennie. Choć jest jeszcze nastolatkiem, przeszedł więcej, niż wielu dorosłych. Może kiedyś o tym napiszę – bo to historia, która zasługuje na opowiedzenie. Ale dziś chcę napisać o momencie, który przewrócił mnie... po to, bym mogła się podnieść. Pokłóciliśmy się. Byłam zmęczona, rozdrażniona, chora, sfrustrowana. A on – zamiast się zamknąć w sobie, powiedział mi wprost: „Mamo, o wszystko się mnie czepiasz, wszystko Ci nie pasuje. Mam już dość. Zrób coś z sobą, bo nie da się już z Tobą wytrzymać”. Te słowa zabolały jak nic wcześniej. Płakałam. Było mi strasznie przykro. Ale kiedy ból opadł – zostały tylko te słowa. I... prawda. Miał rację. Potrzebowałam tego kopniaka. Nie od świata, nie od lekarzy, nie od kogokolwiek z zewnątrz. Potrzebowałam go właśnie od niego. Bo on wie najlepiej, jaka jestem naprawdę – i jak bardzo mnie nie było w tamtym c...