Czasem przychodzi taki moment, że mam dość… siebie.
Dość swojego ciała, które wciąż przypomina mi o ograniczeniach.
Dość swojej historii, którą powtarzam jak zdartą płytę – lekarze, bóle, operacje, szpitale, rehabilitacja, tabletki. Dość tego, że tak wiele razy muszę tłumaczyć, dlaczego czegoś nie mogę zrobić, dlaczego rezygnuję, dlaczego wybieram inaczej niż inni.
Czasem naprawdę jestem zmęczona własnym głosem. Tym, że opowiadam wciąż to samo, a w środku mam wrażenie, że nikogo to już nie obchodzi. Że nawet ja sama mam ochotę od siebie uciec, wyciszyć się i choć na chwilę przestać istnieć w tej narracji, którą ciągnę od miesięcy, a nawet lat.
I wiesz co? Zrozumiałam, że to też jest okej.
Że to uczucie – znużenia sobą – też jest częścią tej drogi. Tak samo prawdziwą jak chwile nadziei czy drobne zwycięstwa. Bo człowiek nie zawsze musi być dzielny, cierpliwy i pogodzony. Ma prawo czuć przesyt nawet własną historią.
Uczę się, że akceptacja nie oznacza polubienia tego wszystkiego, co mnie spotkało. Akceptacja to raczej przyjęcie faktu, że tak jest. I że moje emocje – nawet te trudne, nawet to zmęczenie sobą – są naturalne. Mogą przyjść i mogą odejść.
Może właśnie w tym kryje się siła.
Nie w udawaniu, że zawsze daję radę, ale w tym, że potrafię powiedzieć: „dziś mam dość siebie”. I nie robić z tego tragedii, tylko przyjąć to jak kolejny etap, który kiedyś minie.
Bo czasem naprawdę jestem zmęczona sobą.
I dziś wiem – że to też jest okej.
Komentarze
Prześlij komentarz