Czasem mam wrażenie, że moje życie kręci się tylko wokół czekania. Czekania na wizytę, na badanie, na wyniki. A kiedy już są wyniki, to znowu kolejna wizyta, kolejne skierowanie, kolejne badania. I tak w kółko.
Chodzę od lekarza do lekarza i wszędzie słyszę podobne słowa: „jest podejrzenie, ale trzeba potwierdzić badaniami”, „to wygląda na to czy tamto, ale bez badań nie rozpoczniemy leczenia", "Badanie potwierdziło ale to inny lekarz sie tym zajmuje". I co mi z tego, że ktoś podejrzewa, że sie potwierdziło, że inny lekarz się tym zajmuje? Ja mam realny ból, realne ograniczenia i realne zmęczenie, które każdego dnia zabiera mi siły.
Na razie mam tylko Skudexę albo inne tabletki, które działają jak plaster – na chwilę zakleją ranę, ale jej nie wyleczą. I wtedy przychodzi pytanie: ile tak można? Ile razy mam jeszcze sięgać po tabletki, które uśmierzają ból tylko na moment, zamiast dostać coś, co naprawdę pomoże?
Czasem mówię mężowi, że już nie dam rady, że nie przetrwam do diagnozy, że nie wytrzymam tego wiecznego zawieszenia. Bo czas leci, a ja zamiast czuć się lepiej – czuję się coraz gorzej. Każdy dzień jest jak kolejne przypomnienie, że choroba nie czeka, tylko postępuje.
I mam wrażenie, że ja stoję w miejscu, a moje zdrowie biegnie w odwrotnym kierunku. I naprawdę nie wiem, ile jeszcze dam radę tak wytrzymać.
Komentarze
Prześlij komentarz