Czasami mam wrażenie, że moje dorosłe życie od samego początku było próbą sił. Nie dostałam od losu wygodnej drogi, na której mogłabym spokojnie stawiać kroki. Zamiast tego – przeszkody, zakręty, a najczęściej walka z tym, co niewidoczne dla oczu innych. Choroby, cierpienie, ból… one stały się nieproszonym towarzyszem całej naszej rodziny. U każdego po kolei. Tak, jakby choroby zamieszkały w naszym domu na stałe.
Kiedyś myślałam, że z czasem będzie łatwiej, że po trudnym etapie przyjdzie w końcu oddech, chwila spokoju, że dostanę szansę poczuć się jak ktoś, kto choć przez moment żyje „normalnie”. Ale życie pokazało, że zamiast róż na drodze – dostaję coraz więcej kamieni. I że nawet kiedy upadam, muszę wstać. Bo nikt nie podniesie mnie za mnie.
Nigdy nie byłam księżniczką. Los na to nie pozwolił. Nie było ochronnej bańki, beztroski, bajkowych chwil bez trosk. Była twarda lekcja życia, która zmusiła mnie, bym zamiast korony założyła zbroję.
Czasami mam dość tej wojny, czasami mam dość tego, że codzienność to nie spacer po ogrodzie, tylko marsz przez pole bitwy. Ale wiem jedno – gdyby nie to wszystko, nie byłabym dziś tą, którą jestem. Wciąż stoję, choć nieraz poturbowana. Wciąż walczę, choć nieraz ze łzami w oczach. I choć życie nigdy nie pozwoliło mi być księżniczką, nauczyło mnie być wojowniczką.
Komentarze
Prześlij komentarz