Póki jesteśmy zdrowi, to się wydaje, że życie to gra o punkty.
Punkty za nadgodziny.
Za nowe stanowisko.
Za prestiż.
Za wypłatę z premią.
Za wrażenie, jakie robisz na Linkedinie.
Póki jesteśmy zdrowi, to się nie zastanawiamy, że to wszystko działa tylko wtedy, kiedy ciało działa.
A jak przestaje – to nagle przestaje się liczyć prawie wszystko, co wcześniej było „najważniejsze”.
---
Bo przecież „pieniądze szczęścia nie dają, ale życie bez pieniędzy to jakieś nieporozumienie”.
Zgoda.
Ale choroba uczy czegoś więcej: że pieniądze to tylko pomocnik, nie wybawca.
Mogą ułatwić dostęp do leczenia, ale nie gwarantują efektu.
Mogą zapewnić wygodę, ale nie gwarantują spokoju.
Nie da się kupić odpoczynku dla zmęczonej duszy.
Nie da się przelać na konto ulgi w bólu.
---
Złapałam się ostatnio na tym, że kiedyś marzyłam o dobrym stanowisku, pozycji, zadowoleniu przełożonych, dobrach materialnych czy super urlopach.
Dziś marzę, żeby przespać całą noc bez bólu.
Żeby wejść po schodach bez zatrzymania.
Żeby się nie bać, że coś znowu się pogorszy.
I wiesz co? To nie jest przygnębiające.
To jest oczyszczające.
---
Choroba potrafi z człowieka zdjąć cały pancerz ambicji i zostawić nagą prawdę:
Że nie wszystko trzeba mieć.
Że nie wszystko trzeba osiągnąć.
Że nie każda okazja jest stratą, jeśli się z niej zrezygnuje.
Bo zdrowie to nie „jeden z filarów życia”.
Zdrowie to fundament.
A jak fundament się sypie – to i pałac z nagród, sukcesów i gratulacji może runąć jak domek z kart.
---
Czy żałuję, że kiedyś tak pędziłam?
Tak.
Ale nie biję się za to.
Bo wiem, że wielu z nas tak żyje.
Bo tak nas uczono – że wartość człowieka mierzy się produktywnością, zaangażowaniem, efektem.
Nikt nie mówił, że czasem trzeba się zatrzymać, zanim coś zatrzyma nas.
---
Dziś moje „ważne” wygląda inaczej.
Bliskość.
Spokój.
Zdrowie – nawet w kawałkach.
Świadomość – że to ja ustalam, co jest sukcesem, a co nie.
I choć nadal wiem, że pieniądze nie są bez znaczenia – to wiem też, że bez zdrowia wszystko inne traci sens.
Niech nikt nie musi się o tym przekonywać tak jak ja – za późno.
Komentarze
Prześlij komentarz