Mogłabym powiedzieć: „Jest lepiej”. I to byłaby prawda.
Mogłabym też powiedzieć: „Wciąż boli”. I to też byłaby prawda.
Bo zdrowienie – fizyczne i psychiczne – nie jest prostą drogą. To nie linia, która pnie się w górę bez zająknięcia. To raczej kręta ścieżka, na której czasem się potykasz, czasem stoisz w miejscu, a czasem musisz się cofnąć, żeby ruszyć dalej.
I choć z zewnątrz wygląda to jak „już przecież wszystko ok”, to w środku potrafi jeszcze bardzo ciągnąć, uwierać, drapać pod skórą.
---
Są dni, kiedy mam wrażenie, że wróciłam do siebie.
Wstaję, jem śniadanie, ogarniam dom. Ciało nie boli tak bardzo, głowa jest jakby lżejsza. Przez chwilę czuję się normalnie. Tak jak kiedyś. Albo prawie.
Ale są też poranki, kiedy z trudem wstaję z łóżka. Kiedy wszystko mnie drażni – światło, dźwięki, moje własne myśli. Kiedy ciało przypomina mi, że jeszcze nie wszystko się zagoiło. A psychika... cóż, psychika też czasem znika pod kocem.
---
Wcześniej myślałam, że zdrowienie to cel.
Dziś wiem, że to proces. Czasem bardzo powolny. Czasem niesprawiedliwy. I cholernie wymagający cierpliwości, której nie zawsze mam.
Ciało ma swój rytm. Umysł – swój. I choć chciałabym przyspieszyć pewne etapy, to nie da się przeskoczyć tego, co trzeba przeżyć.
---
Życie w odcieniach szarości
Jest taki stan pomiędzy „już dobrze” a „jeszcze boli”, który trudno nazwać. Taka dziwna przestrzeń, w której uczysz się, że możesz mieć dobry dzień, ale to nie znaczy, że wszystko wróciło do normy.
Że możesz się uśmiechnąć – mimo że w środku coś jeszcze płacze.
Że możesz coś zrobić – ale potem musisz długo odpoczywać.
Że możesz iść do ludzi – ale potem zamknąć się w sobie na kilka dni.
I to wszystko jest okej.
---
Zamiast czekać, aż będzie „idealnie” – uczę się być w tym, co jest.
W tym, że dzisiaj mogłam wyjść z domu bez bólu.
W tym, że wczoraj musiałam przeleżeć pół dnia i nie czułam się winna.
W tym, że czasem zjem coś niezdrowego i się nie karzę.
W tym, że czasem płaczę z bezsilności, a czasem śmieję się z memów o życiu.
I jedno nie wyklucza drugiego.
Można być w trakcie procesu i jednocześnie mieć momenty lekkości.
Można się jeszcze leczyć i już trochę żyć.
---
Jeśli jesteś gdzieś między „już dobrze” a „jeszcze boli” – nie jesteś sam.
To trudna, ale prawdziwa przestrzeń. Pełna niepewności, ale i możliwości.
Można się w niej czegoś nauczyć o sobie.
Można się tam spotkać z ludźmi, którzy też wiedzą, że życie to nie czarno-biały film.
Jeśli to czytasz w gorszy dzień – to tylko przypomnę: nie wszystko musi być już dobrze, żeby miało sens.
Komentarze
Prześlij komentarz