Przejdź do głównej zawartości

"Czy jeszcze wrócę do siebie?"

Jest coś bardzo przerażającego w tym, co się ze mną dzieje. Coś, czego nie potrafię zatrzymać, nie umiem nazwać, ani zrozumieć. Mój umysł… jakby wymykał się spod kontroli. Coraz częściej łapię się na tym, że wszystko mi się miesza – słowa, myśli, znaczenia. Zapominam, że muszę coś zrobić, zapominam, że coś zrobiłam, nie wiem po co coś robiłam. Zapominam rzeczy, które kiedyś były oczywiste. Nazywam przedmioty nie tak, jak trzeba, a kiedy próbuję coś powiedzieć spontanicznie, nagle brakuje mi słów. Jakbym musiała przedzierać się przez gęstą mgłę tylko po to, żeby powiedzieć jedno zdanie.

Zdarza mi się odkładać rzeczy w zupełnie absurdalne miejsca – jakby ręce robiły coś niezależnie od głowy. A potem szukam, krążę, zastanawiam się: "Czy to jeszcze ja?".
Bo przecież kiedyś taka nie byłam.
Miałam dobrą pamięć. Uczyłam się szybko. Przyswajałam nowe rzeczy z łatwością, chłonęłam wiedzę. Mój umysł był moją siłą.
A dziś? Dziś czuję się jakby ktoś podmienił mi głowę. Jakby ta ja – sprzed choroby – oddaliła się ode mnie tak bardzo, że czasem nie pamiętam, jaka byłam naprawdę.

Nie wiem, co to powoduje.
Te wszystkie leki, narkozy, depresja… a może to wszystko razem.
I bardzo się boję, że już nie wrócę do siebie.
Że nie da się tego odwrócić.
A jeśli tak, to jak mam żyć? Jak funkcjonować? Jak pracować, skoro najprostsze rzeczy zaczynają mnie przerastać?

Nie umiem o tym mówić na głos. Ale dziś, tutaj, przyznaję – boję się.
Tak po ludzku, do kości.
Bo nie wiem, czy to tylko przejściowe.
Nie wiem, czy to minie.
I nie wiem, jak wygląda życie, kiedy już nie jesteś tą osobą, którą byłaś całe życie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Tęsknota za codziennością, która dawała siłę

 Są tacy, którzy mówią: „Nie lubię swojej pracy, robię to tylko dla pieniędzy”. Ja zawsze miałam inaczej. Praca była dla mnie czymś więcej – nie tylko obowiązkiem, ale miejscem, gdzie czułam się potrzebna, skupiona, żywa. Była moją odskocznią od domowych problemów, codziennych trosk i niepokoju. Gdy przekraczałam próg, wszystko zostawało za drzwiami – nie było już miejsca na zamartwianie się, na rozkładanie życia na czynniki pierwsze. Liczyło się tylko to, co tu i teraz. Praca wymagała ode mnie pełnej koncentracji, zaangażowania i odpowiedzialności. I dawała mi za to coś bardzo cennego – poczucie sensu, rytm, strukturę dnia. Od dłuższego czasu nie mogę jednak do niej wrócić. Choroba wywróciła moje życie do góry nogami. Ciało przestało współpracować, a ja musiałam się zatrzymać. I choć minęło już sporo czasu, tęsknota nie mija. Brakuje mi tej codziennej rutyny, porannych przygotowań, znajomych twarzy, odpowiedzialności – wszystkiego, co tworzyło moją „pracową rzeczywistość”. Bardzo ...

„Choroba zabrała mi plany, ale dała inną siłę”

Krótko przed chorobą wydarzyło się coś, co wtedy wydawało mi się szczytem. Dostałam awans. Taki, o który walczyłam długo, wytrwale, z resztkami sił. Lubiłam swoją pracę – nie tylko dlatego, że ją znałam. Lubiłam ją, bo czułam, że jestem w niej dobra. Bo miałam ambicję. Bo chciałam więcej – nie z chciwości, ale z pasji. Myślałam o kolejnych studiach, nowych kwalifikacjach. W głowie miałam plan na następne kilka lat – jak piąć się wyżej, jak jeszcze lepiej pracować, rozwijać się. A potem wszystko się posypało. --- Choroba przyszła cicho. Ale zabrała głośno. Najpierw odebrała mi siły. Potem pewność siebie. Potem plany. Nie poszłam wyżej. Nie zapisałam się na te studia. Nie zrealizowałam kolejnych kroków. Zamiast tego – leżę. Czasem dosłownie. Czasem symbolicznie – w miejscu. Są dni, kiedy płaczę z bezsilności. Ze strachu. Z tęsknoty za sobą sprzed choroby. Bo bardzo mi szkoda mojej pracy. Bardzo mi szkoda mojego stanowiska. I bardzo się boję. Co będzie, jeśli nie wrócę? Jeśli to, co budow...

Moja droga do bloga - skąd pomysł na "Siłę codzienności"

Przez długi czas żyłam (w sumie dalej żyję) w cieniu bólu, zmęczenia i walki o zdrowie i normalne życie. Mój organizm wielokrotnie dawał mi sygnały, że coś jest nie tak – a ja, jak wiele osób, ignorowałam je, próbując normalnie funkcjonować, pracować, zajmować się domem i wychowaniem dziecka. Przeszłam przez wiele trudnych momentów – choroby, operacje, powroty do sprawności, upadki psychiczne i powolne próby wstawania. Z czasem zrozumiałam, że nie muszę szukać siły w nadzwyczajnych wydarzeniach. Najwięcej mocy znajduje się właśnie w tej zwykłej codzienności – w tym, że mimo wszystko wstajesz rano z łóżka, idziesz na spacer, ćwiczysz, rozmawiasz, gotujesz. To z tych małych kroków buduję siebie na nowo. Blog „Siła codzienności” powstał z potrzeby podzielenia się moją historią – nie po to, by się użalać, ale by pokazać, że nawet po ciężkich przeżyciach można szukać sensu. Może nie od razu wielkiego „po co”, ale chociażby małego „na dziś”. Chcę dzielić się tu nie tylko swoją drogą zdrowotn...