Jest coś bardzo przerażającego w tym, co się ze mną dzieje. Coś, czego nie potrafię zatrzymać, nie umiem nazwać, ani zrozumieć. Mój umysł… jakby wymykał się spod kontroli. Coraz częściej łapię się na tym, że wszystko mi się miesza – słowa, myśli, znaczenia. Zapominam, że muszę coś zrobić, zapominam, że coś zrobiłam, nie wiem po co coś robiłam. Zapominam rzeczy, które kiedyś były oczywiste. Nazywam przedmioty nie tak, jak trzeba, a kiedy próbuję coś powiedzieć spontanicznie, nagle brakuje mi słów. Jakbym musiała przedzierać się przez gęstą mgłę tylko po to, żeby powiedzieć jedno zdanie.
Zdarza mi się odkładać rzeczy w zupełnie absurdalne miejsca – jakby ręce robiły coś niezależnie od głowy. A potem szukam, krążę, zastanawiam się: "Czy to jeszcze ja?".
Bo przecież kiedyś taka nie byłam.
Miałam dobrą pamięć. Uczyłam się szybko. Przyswajałam nowe rzeczy z łatwością, chłonęłam wiedzę. Mój umysł był moją siłą.
A dziś? Dziś czuję się jakby ktoś podmienił mi głowę. Jakby ta ja – sprzed choroby – oddaliła się ode mnie tak bardzo, że czasem nie pamiętam, jaka byłam naprawdę.
Nie wiem, co to powoduje.
Te wszystkie leki, narkozy, depresja… a może to wszystko razem.
I bardzo się boję, że już nie wrócę do siebie.
Że nie da się tego odwrócić.
A jeśli tak, to jak mam żyć? Jak funkcjonować? Jak pracować, skoro najprostsze rzeczy zaczynają mnie przerastać?
Nie umiem o tym mówić na głos. Ale dziś, tutaj, przyznaję – boję się.
Tak po ludzku, do kości.
Bo nie wiem, czy to tylko przejściowe.
Nie wiem, czy to minie.
I nie wiem, jak wygląda życie, kiedy już nie jesteś tą osobą, którą byłaś całe życie.
Komentarze
Prześlij komentarz