Czasem budzę się rano i pierwsze, co czuję, to ból. Taki znajomy, niemal oswojony – bo towarzyszy mi już od dawna. Czasem mija po lekach, czasem zostaje na cały dzień. Ale dziś czuję coś jeszcze.
Żal.
Nie do świata.
Nie do lekarzy.
Nawet nie do tych, którzy mówili: „idź, zbadaj się, nie czekaj, zobacz jak Ty wyglądasz”.
Mam żal do siebie.
Bo dziś już wiem – czekałam za długo. Za długo udawałam, że to nic takiego. Że samo przejdzie. Że „przecież jakoś funkcjonuję”. Że muszę jeszcze tylko „dociągnąć ten tydzień, miesiąc, dyżur” i wtedy się sobą zajmę.
Zawsze było coś ważniejszego. A najważniejsze – ja – spadałam na koniec listy.
Nie poszłam do lekarza wtedy, kiedy ciało dawało pierwsze sygnały. Przesuwałam terminy, odwoływałam wizyty, uspokajałam samą siebie. Praca była najważniejsza.
Awans wisiał na horyzoncie, nowe stanowisko motywowało mnie bardziej niż ból kręgosłupa czy drętwienie nóg.
I teraz?
Nie mam ani zdrowia, ani stanowiska.
Mam za to za sobą szpitale, zabiegi, rehabilitacje. Mam dni, w których siedzenie przez godzinę to wyczyn. Mam ograniczenia, których wcześniej nie miałam.
I mam świadomość, która boli najmocniej: gdybym tylko wcześniej poszła do lekarza, to wszystko mogłoby wyglądać inaczej.
Być może nie doszłoby do operacji.
Być może wystarczyłyby ćwiczenia, odpoczynek, leczenie zachowawcze.
Być może teraz byłabym zdrowa i silna – i naprawdę cieszyła się tym awansem, o który tak się starałam.
Ale nie jestem.
I wiem, że nie cofnę czasu.
Wiem, że nie zmienię tego, co się wydarzyło.
Ale jeśli Ty to czytasz – i czujesz się tak, jak ja kiedyś – jeśli coś Cię boli, uwiera, niepokoi…
Nie czekaj.
Nie przekładaj siebie na „po wszystkim”.
Nie wmawiaj sobie, że trzeba być silną i wytrzymać.
Nie buduj kariery na swoim zdrowiu, bo ono nie jest nieskończone.
Dziś uczę się pokory.
Zamiast nowego stanowiska – mam nową perspektywę.
Zamiast pogoni za sukcesem – mam powolne stawianie siebie na nogi.
Czasem się buntuję.
Czasem płaczę z bezsilności.
Czasem zazdroszczę tym, którzy są tam, gdzie ja chciałam być.
Ale potem biorę głęboki oddech i mówię sobie:
„Dobrze, że w końcu poszłaś. Że się zatrzymałaś. Że chociaż późno – to jednak wybrałaś siebie.”
---
Jeśli ten wpis dotyka czegoś w Tobie – proszę Cię, nie czekaj.
Niech moja historia będzie dla Ciebie przestrogą, nie scenariuszem.
Komentarze
Prześlij komentarz