Kiedy usłyszałam diagnozę, świat zawirował. Dosłownie.
Tak, jakby ziemia na chwilę przestała się kręcić.
Jakby wszystko, co znałam i czego się trzymałam, nagle się rozsypało.
Bo cały czas żyłam w przekonaniu, że to minie.
Że to tylko etap. Że wyzdrowieję. Że wrócę do „normalności”, takiej jak kiedyś.
Że wszystko, co się teraz dzieje, będzie kiedyś tylko wspomnieniem.
Że to jeszcze tylko kilka badań, kilka miesięcy rehabilitacji, może kolejne, dodatkowe leki… i potem znów będzie dobrze.
A potem usłyszałam: nieuleczalna choroba.
I nie wiedziałam, co z tym zrobić.
W głowie miałam tylko jedno pytanie:
„Dlaczego ja?”
Pytałam tego Boga, w którego nie zawsze wierzę.
Pytałam losu, życia, siebie.
Co zrobiłam nie tak?
Dlaczego mnie to spotkało?
Dlaczego akurat teraz, akurat w taki sposób?
Ale to pytanie nie przynosiło żadnej ulgi.
Nie dawało żadnej odpowiedzi.
Zostawiało mnie tylko w miejscu. W złości. W żalu. W rozpaczy.
Aż któregoś dnia coś się we mnie przełamało.
Nie nagle. Nie jak w filmach. Cicho. Powoli. Jakby od środka.
I przestałam pytać „dlaczego ja?”
Zaczęłam pytać:
„Co teraz?”
Bo teraz jestem chora. I tego nie cofnę.
Ale mogę się nauczyć z tym żyć.
Mogę próbować odnaleźć spokój tam, gdzie wcześniej był tylko strach.
Mogę nie szukać winnych. Nie rozgrzebywać każdej blizny. Nie karać się za każdy słabszy dzień.
Mogę się zatrzymać. Zobaczyć siebie w tym wszystkim.
Zrozumieć, że moja wartość nie zależy od tego, czy jestem zdrowa, sprawna, pełna sił.
Zrozumieć, że nawet z tą chorobą mogę tworzyć, kochać, śmiać się, wspominać, planować – choćby tylko na dziś.
To nie jest łatwe.
Nie będę udawać, że już się z tym pogodziłam.
Wciąż mam momenty buntu. Wciąż łapię się na myśli, że może to jakaś pomyłka. Że jeszcze coś się zmieni.
Ale coraz częściej łapię się też na tym, że uczę się żyć mimo wszystko.
Nie idealnie. Nie bez bólu. Ale prawdziwie.
I to „co teraz?” niesie w sobie jakąś nadzieję.
Nie wielką. Nie spektakularną. Ale taką, która mówi:
Jeszcze tu jestem. Jeszcze próbuję. Jeszcze się nie poddaję.
Komentarze
Prześlij komentarz