Przejdź do głównej zawartości

Ciało się goi. Ale głowa… jeszcze nie.

Rany się zabliźniły.
Blizna już nie piecze.
Szwy zdjęte.
Minęło kilka długich miesięcy od operacji.
Ciało, przynajmniej w teorii, doszło do siebie.

Ale głowa… jeszcze nie.

Bo nikt nie przygotował mnie na to, co zostaje, kiedy mija narkoza.
Kiedy kończy się szpitalna rutyna, a zaczyna życie, które już nie jest takie samo jak przedtem i nigdy nie będzie. 
Nikt nie powiedział, że ta historia nie skończy się po operacji tylko będzie się ciągłą i ciągłą.

Ból fizyczny można znieść. Są leki, są plastry, maście, jest rehabilitacja.
Ale co z bólem, który siedzi głębiej?
Z tym, który budzi się razem ze mną rano i nie daje o sobie zapomnieć?

Z tym, który mówi: już nigdy nie będzie tak jak kiedyś.

Głowa nosi wspomnienia, których nie da się zaszyć.
Obrazy, które wracają nocą.
Myśli, które przyklejają się jak ciężki cień do każdego nowego dnia.
Pytania o przyszłość, które nie chcą odejść. 

Nie mówi się o tym głośno.
Bo przecież „dobrze, że już po wszystkim”.
„Ciesz się, że operacja się udała.”
„Masz najlepszy implant”.
Ale nikt nie przyzna, że dalej jestem niesprawna, niesamodzielna i w ciągłym bólu.

I nawet jeśli ciało czasem daje radę, to psychika się potyka.
Czasem mam wrażenie, że utknęłam gdzieś między „przed” i „po” a to "po" czasem wydaje się gorsze niż przed.

To wszystko, przez co przeszłam, coś ze mnie zabrało.
Spokój? Zaufanie do własnego ciała? Pewność siebie?
Może wszystko naraz.

I choć codziennie próbuję stawiać kroki naprzód –
czasem muszę się zatrzymać i po prostu to przyznać:
nie jestem jeszcze gotowa.

Nie na wszystko.
Nie na udawanie, że nic się nie stało.
Nie na szybkie powroty do życia, które się zmieniło.

Rana po operacji się goi.
Ale głowa potrzebuje więcej czasu.
Więcej ciszy.
Więcej łagodności.

I może też — więcej zrozumienia.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Tęsknota za codziennością, która dawała siłę

 Są tacy, którzy mówią: „Nie lubię swojej pracy, robię to tylko dla pieniędzy”. Ja zawsze miałam inaczej. Praca była dla mnie czymś więcej – nie tylko obowiązkiem, ale miejscem, gdzie czułam się potrzebna, skupiona, żywa. Była moją odskocznią od domowych problemów, codziennych trosk i niepokoju. Gdy przekraczałam próg, wszystko zostawało za drzwiami – nie było już miejsca na zamartwianie się, na rozkładanie życia na czynniki pierwsze. Liczyło się tylko to, co tu i teraz. Praca wymagała ode mnie pełnej koncentracji, zaangażowania i odpowiedzialności. I dawała mi za to coś bardzo cennego – poczucie sensu, rytm, strukturę dnia. Od dłuższego czasu nie mogę jednak do niej wrócić. Choroba wywróciła moje życie do góry nogami. Ciało przestało współpracować, a ja musiałam się zatrzymać. I choć minęło już sporo czasu, tęsknota nie mija. Brakuje mi tej codziennej rutyny, porannych przygotowań, znajomych twarzy, odpowiedzialności – wszystkiego, co tworzyło moją „pracową rzeczywistość”. Bardzo ...

„Choroba zabrała mi plany, ale dała inną siłę”

Krótko przed chorobą wydarzyło się coś, co wtedy wydawało mi się szczytem. Dostałam awans. Taki, o który walczyłam długo, wytrwale, z resztkami sił. Lubiłam swoją pracę – nie tylko dlatego, że ją znałam. Lubiłam ją, bo czułam, że jestem w niej dobra. Bo miałam ambicję. Bo chciałam więcej – nie z chciwości, ale z pasji. Myślałam o kolejnych studiach, nowych kwalifikacjach. W głowie miałam plan na następne kilka lat – jak piąć się wyżej, jak jeszcze lepiej pracować, rozwijać się. A potem wszystko się posypało. --- Choroba przyszła cicho. Ale zabrała głośno. Najpierw odebrała mi siły. Potem pewność siebie. Potem plany. Nie poszłam wyżej. Nie zapisałam się na te studia. Nie zrealizowałam kolejnych kroków. Zamiast tego – leżę. Czasem dosłownie. Czasem symbolicznie – w miejscu. Są dni, kiedy płaczę z bezsilności. Ze strachu. Z tęsknoty za sobą sprzed choroby. Bo bardzo mi szkoda mojej pracy. Bardzo mi szkoda mojego stanowiska. I bardzo się boję. Co będzie, jeśli nie wrócę? Jeśli to, co budow...

Moja droga do bloga - skąd pomysł na "Siłę codzienności"

Przez długi czas żyłam (w sumie dalej żyję) w cieniu bólu, zmęczenia i walki o zdrowie i normalne życie. Mój organizm wielokrotnie dawał mi sygnały, że coś jest nie tak – a ja, jak wiele osób, ignorowałam je, próbując normalnie funkcjonować, pracować, zajmować się domem i wychowaniem dziecka. Przeszłam przez wiele trudnych momentów – choroby, operacje, powroty do sprawności, upadki psychiczne i powolne próby wstawania. Z czasem zrozumiałam, że nie muszę szukać siły w nadzwyczajnych wydarzeniach. Najwięcej mocy znajduje się właśnie w tej zwykłej codzienności – w tym, że mimo wszystko wstajesz rano z łóżka, idziesz na spacer, ćwiczysz, rozmawiasz, gotujesz. To z tych małych kroków buduję siebie na nowo. Blog „Siła codzienności” powstał z potrzeby podzielenia się moją historią – nie po to, by się użalać, ale by pokazać, że nawet po ciężkich przeżyciach można szukać sensu. Może nie od razu wielkiego „po co”, ale chociażby małego „na dziś”. Chcę dzielić się tu nie tylko swoją drogą zdrowotn...