Przejdź do głównej zawartości

Świat zza okna

Czasem mam wrażenie, że moje życie toczy się bardziej zza szyby niż naprawdę.
Patrzę przez okno i widzę ludzi w biegu – spieszących się do pracy, z zakupami w dłoniach, z telefonami przy uchu. Widzę dzieci bawiące się, sąsiadkę niosącą kwiaty, psa, który z entuzjazmem ciągnie swojego właściciela. To wszystko dzieje się tuż obok mnie, a jednocześnie jakby w innym wymiarze.

Okno staje się moim ekranem. Moim małym kinem, w którym codziennie zmieniają się sceny, ale nigdy nie mogę w nich zagrać. Mogę tylko patrzeć, obserwować, tęsknić. I czasem zastanawiam się, czy ktoś, kto tam na dole przechodzi, kiedykolwiek pomyśli, że tu, za szybą, ktoś siedzi i patrzy na jego życie z zazdrością.

Świat zza okna jest pełen ruchu, kolorów, możliwości. A mój świat – ograniczony ścianami, rytmem bólu, zmęczeniem, koniecznością proszenia o pomoc – wydaje się czasem taki mały, zbyt ciasny.
I właśnie wtedy przychodzi tęsknota. Tęsknota za tym, by być po drugiej stronie. By też biec na autobus, by narzekać na korki, by wracać zmęczoną z pracy. Tęsknię nawet za tym, co kiedyś uważałam za zwyczajne i nudne.

Ale wiem też jedno – świat zza okna jest nieosiągalny tylko na dziś. Być może jutro, za miesiąc, za rok – uda mi się w nim znowu postawić krok. Wierzę, że choć czasem moje życie wygląda jak oczekiwanie, to wciąż jest moje. I że nawet obserwując, mogę nadal czuć, przeżywać, być.

Świat zza okna bywa bolesnym przypomnieniem o tym, co straciłam.
Ale jest też obietnicą – że tam, za szybą, życie wciąż się toczy. A skoro się toczy, to zawsze jest szansa, że kiedyś do niego wrócę.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Tęsknota za codziennością, która dawała siłę

 Są tacy, którzy mówią: „Nie lubię swojej pracy, robię to tylko dla pieniędzy”. Ja zawsze miałam inaczej. Praca była dla mnie czymś więcej – nie tylko obowiązkiem, ale miejscem, gdzie czułam się potrzebna, skupiona, żywa. Była moją odskocznią od domowych problemów, codziennych trosk i niepokoju. Gdy przekraczałam próg, wszystko zostawało za drzwiami – nie było już miejsca na zamartwianie się, na rozkładanie życia na czynniki pierwsze. Liczyło się tylko to, co tu i teraz. Praca wymagała ode mnie pełnej koncentracji, zaangażowania i odpowiedzialności. I dawała mi za to coś bardzo cennego – poczucie sensu, rytm, strukturę dnia. Od dłuższego czasu nie mogę jednak do niej wrócić. Choroba wywróciła moje życie do góry nogami. Ciało przestało współpracować, a ja musiałam się zatrzymać. I choć minęło już sporo czasu, tęsknota nie mija. Brakuje mi tej codziennej rutyny, porannych przygotowań, znajomych twarzy, odpowiedzialności – wszystkiego, co tworzyło moją „pracową rzeczywistość”. Bardzo ...

„Choroba zabrała mi plany, ale dała inną siłę”

Krótko przed chorobą wydarzyło się coś, co wtedy wydawało mi się szczytem. Dostałam awans. Taki, o który walczyłam długo, wytrwale, z resztkami sił. Lubiłam swoją pracę – nie tylko dlatego, że ją znałam. Lubiłam ją, bo czułam, że jestem w niej dobra. Bo miałam ambicję. Bo chciałam więcej – nie z chciwości, ale z pasji. Myślałam o kolejnych studiach, nowych kwalifikacjach. W głowie miałam plan na następne kilka lat – jak piąć się wyżej, jak jeszcze lepiej pracować, rozwijać się. A potem wszystko się posypało. --- Choroba przyszła cicho. Ale zabrała głośno. Najpierw odebrała mi siły. Potem pewność siebie. Potem plany. Nie poszłam wyżej. Nie zapisałam się na te studia. Nie zrealizowałam kolejnych kroków. Zamiast tego – leżę. Czasem dosłownie. Czasem symbolicznie – w miejscu. Są dni, kiedy płaczę z bezsilności. Ze strachu. Z tęsknoty za sobą sprzed choroby. Bo bardzo mi szkoda mojej pracy. Bardzo mi szkoda mojego stanowiska. I bardzo się boję. Co będzie, jeśli nie wrócę? Jeśli to, co budow...

Moja droga do bloga - skąd pomysł na "Siłę codzienności"

Przez długi czas żyłam (w sumie dalej żyję) w cieniu bólu, zmęczenia i walki o zdrowie i normalne życie. Mój organizm wielokrotnie dawał mi sygnały, że coś jest nie tak – a ja, jak wiele osób, ignorowałam je, próbując normalnie funkcjonować, pracować, zajmować się domem i wychowaniem dziecka. Przeszłam przez wiele trudnych momentów – choroby, operacje, powroty do sprawności, upadki psychiczne i powolne próby wstawania. Z czasem zrozumiałam, że nie muszę szukać siły w nadzwyczajnych wydarzeniach. Najwięcej mocy znajduje się właśnie w tej zwykłej codzienności – w tym, że mimo wszystko wstajesz rano z łóżka, idziesz na spacer, ćwiczysz, rozmawiasz, gotujesz. To z tych małych kroków buduję siebie na nowo. Blog „Siła codzienności” powstał z potrzeby podzielenia się moją historią – nie po to, by się użalać, ale by pokazać, że nawet po ciężkich przeżyciach można szukać sensu. Może nie od razu wielkiego „po co”, ale chociażby małego „na dziś”. Chcę dzielić się tu nie tylko swoją drogą zdrowotn...