Przejdź do głównej zawartości

Jak (nie) zostałam influencerką zdrowego stylu życia

Zaczęło się jak u wielu: postanowienie. Zdrowie się posypało, kręgosłup powiedział "dość", lekarze dorzucili swoje trzy grosze, a ciało zaczęło się domagać uwagi, której przez lata nie dostawało. No więc: rehabilitacja, suplementy, zdrowe jedzenie, spacery, rowerek stacjonarny, piłka rehabilitacyjna, dieta (w teorii)… i oczywiście – pomysł, żeby to wszystko opisać. Przecież skoro muszę przez to przejść, to może jeszcze komuś się to przyda?

I tak oto powstał pomysł bloga. Tylko że… coś poszło nie tak.

Zamiast pięknych zdjęć smoothie bowl – kubek z zimną herbatą, bo znowu zapomniałam wypić na ciepło. Zamiast "fit inspiracji" – walka z bólem przy wstawaniu z łóżka i filozoficzne rozkminy o sensie życia, kiedy drętwieją mi nogi po 10 minutach siedzenia. Zamiast "before & after" – "before & nadal before", bo moje ciało ma własny zegar i ewidentnie nie jest to zegar motywacyjnego coacha z Instagrama.

Czy miałam momenty, że czułam się jak influencerka? Jasne. Kiedy po raz pierwszy utrzymałam deskę przez 20 sekund i uznałam, że świat powinien o tym wiedzieć. Kiedy udało mi się nie zjeść czekolady przed snem (ale tylko dlatego, że się skończyła). Kiedy napisałam post i ktoś napisał w komentarzu: "Mam tak samo. Dzięki, że o tym piszesz".

Bo może właśnie o to chodzi. Że ten blog nie ma być wystylizowaną witryną sukcesu, tylko prawdziwą opowieścią o codziennym zmaganiu. O tym, że zdrowy styl życia to nie tylko matcha latte i wyzwania fitness, ale też powroty do formy po operacjach, dni bez siły, bóle, frustracje, małe zwycięstwa i jeszcze mniejsze porażki.

Więc nie, nie zostałam influencerką zdrowego stylu życia. Ale zostałam kimś, kto codziennie wstaje i próbuje jeszcze raz. I jeśli Ty też tak masz – to może właśnie połączyło nas coś ważniejszego niż perfekcyjny profil na Instagramie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Tęsknota za codziennością, która dawała siłę

 Są tacy, którzy mówią: „Nie lubię swojej pracy, robię to tylko dla pieniędzy”. Ja zawsze miałam inaczej. Praca była dla mnie czymś więcej – nie tylko obowiązkiem, ale miejscem, gdzie czułam się potrzebna, skupiona, żywa. Była moją odskocznią od domowych problemów, codziennych trosk i niepokoju. Gdy przekraczałam próg, wszystko zostawało za drzwiami – nie było już miejsca na zamartwianie się, na rozkładanie życia na czynniki pierwsze. Liczyło się tylko to, co tu i teraz. Praca wymagała ode mnie pełnej koncentracji, zaangażowania i odpowiedzialności. I dawała mi za to coś bardzo cennego – poczucie sensu, rytm, strukturę dnia. Od dłuższego czasu nie mogę jednak do niej wrócić. Choroba wywróciła moje życie do góry nogami. Ciało przestało współpracować, a ja musiałam się zatrzymać. I choć minęło już sporo czasu, tęsknota nie mija. Brakuje mi tej codziennej rutyny, porannych przygotowań, znajomych twarzy, odpowiedzialności – wszystkiego, co tworzyło moją „pracową rzeczywistość”. Bardzo ...

„Choroba zabrała mi plany, ale dała inną siłę”

Krótko przed chorobą wydarzyło się coś, co wtedy wydawało mi się szczytem. Dostałam awans. Taki, o który walczyłam długo, wytrwale, z resztkami sił. Lubiłam swoją pracę – nie tylko dlatego, że ją znałam. Lubiłam ją, bo czułam, że jestem w niej dobra. Bo miałam ambicję. Bo chciałam więcej – nie z chciwości, ale z pasji. Myślałam o kolejnych studiach, nowych kwalifikacjach. W głowie miałam plan na następne kilka lat – jak piąć się wyżej, jak jeszcze lepiej pracować, rozwijać się. A potem wszystko się posypało. --- Choroba przyszła cicho. Ale zabrała głośno. Najpierw odebrała mi siły. Potem pewność siebie. Potem plany. Nie poszłam wyżej. Nie zapisałam się na te studia. Nie zrealizowałam kolejnych kroków. Zamiast tego – leżę. Czasem dosłownie. Czasem symbolicznie – w miejscu. Są dni, kiedy płaczę z bezsilności. Ze strachu. Z tęsknoty za sobą sprzed choroby. Bo bardzo mi szkoda mojej pracy. Bardzo mi szkoda mojego stanowiska. I bardzo się boję. Co będzie, jeśli nie wrócę? Jeśli to, co budow...

Moja droga do bloga - skąd pomysł na "Siłę codzienności"

Przez długi czas żyłam (w sumie dalej żyję) w cieniu bólu, zmęczenia i walki o zdrowie i normalne życie. Mój organizm wielokrotnie dawał mi sygnały, że coś jest nie tak – a ja, jak wiele osób, ignorowałam je, próbując normalnie funkcjonować, pracować, zajmować się domem i wychowaniem dziecka. Przeszłam przez wiele trudnych momentów – choroby, operacje, powroty do sprawności, upadki psychiczne i powolne próby wstawania. Z czasem zrozumiałam, że nie muszę szukać siły w nadzwyczajnych wydarzeniach. Najwięcej mocy znajduje się właśnie w tej zwykłej codzienności – w tym, że mimo wszystko wstajesz rano z łóżka, idziesz na spacer, ćwiczysz, rozmawiasz, gotujesz. To z tych małych kroków buduję siebie na nowo. Blog „Siła codzienności” powstał z potrzeby podzielenia się moją historią – nie po to, by się użalać, ale by pokazać, że nawet po ciężkich przeżyciach można szukać sensu. Może nie od razu wielkiego „po co”, ale chociażby małego „na dziś”. Chcę dzielić się tu nie tylko swoją drogą zdrowotn...