Przejdź do głównej zawartości

Do trzech razy sztuka

Znowu wracam wspomnieniami do mojej pracy. Chyba potrzebuję opowiedzieć pewną historię – taką, która we mnie siedzi już od dawna i nie daje spokoju.

Od kilku lat bardzo chciałam awansować. Nie dla prestiżu, nie dla pieniędzy, ale dla siebie. Dla tej wewnętrznej satysfakcji, że dam radę, że mogę więcej. Tylko że za każdym razem, gdy już byłam blisko, coś mnie zatrzymywało.

Za pierwszym razem zaczęłam szkolenie, pełna energii i wiary w siebie. I wtedy pojawiła się pierwsza choroba – taka, która wywróciła moje życie do góry nogami. Musiałam zrezygnować.

Druga szansa przyszła po czasie. Znowu próbowałam, znowu się starałam. I znowu ciało powiedziało "stop". Kolejna dłuższa choroba, operacja. Kolejne rozczarowanie.

Ale ja się nie poddawałam. Za trzecim razem postawiłam wszystko na jedną kartę. Kończyłam szkolenie i zdawałam egzaminy dosłownie resztkami sił. Faszerowałam się tabletkami przeciwbólowymi i zaciskałam zęby, byle tylko dociągnąć do końca. Tak bardzo mi zależało.

Udało się. Zdałam. Awansowałam. Przepracowałam miesiąc… i wylądowałam u lekarza. Potem szpital. I tak się to potoczyło. Nie wróciłam do pracy aż do teraz.

Czasem myślę, że może ten awans po prostu nie był mi pisany. Może to stanowisko wcale nie jest dla mnie. Może życie na swój sposób próbowało mi coś powiedzieć – tyle że ja nie chciałam słuchać.

A może… po prostu tak miało być. Może jeszcze coś przede mną. Coś innego. Coś lepszego.

Komentarze

  1. Może tak miało być. Może życie ma na Ciebie inny plan niż ta obecna praca.

    OdpowiedzUsuń
  2. Może. Zobaczymy co czas pokaże...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Tęsknota za codziennością, która dawała siłę

 Są tacy, którzy mówią: „Nie lubię swojej pracy, robię to tylko dla pieniędzy”. Ja zawsze miałam inaczej. Praca była dla mnie czymś więcej – nie tylko obowiązkiem, ale miejscem, gdzie czułam się potrzebna, skupiona, żywa. Była moją odskocznią od domowych problemów, codziennych trosk i niepokoju. Gdy przekraczałam próg, wszystko zostawało za drzwiami – nie było już miejsca na zamartwianie się, na rozkładanie życia na czynniki pierwsze. Liczyło się tylko to, co tu i teraz. Praca wymagała ode mnie pełnej koncentracji, zaangażowania i odpowiedzialności. I dawała mi za to coś bardzo cennego – poczucie sensu, rytm, strukturę dnia. Od dłuższego czasu nie mogę jednak do niej wrócić. Choroba wywróciła moje życie do góry nogami. Ciało przestało współpracować, a ja musiałam się zatrzymać. I choć minęło już sporo czasu, tęsknota nie mija. Brakuje mi tej codziennej rutyny, porannych przygotowań, znajomych twarzy, odpowiedzialności – wszystkiego, co tworzyło moją „pracową rzeczywistość”. Bardzo ...

„Choroba zabrała mi plany, ale dała inną siłę”

Krótko przed chorobą wydarzyło się coś, co wtedy wydawało mi się szczytem. Dostałam awans. Taki, o który walczyłam długo, wytrwale, z resztkami sił. Lubiłam swoją pracę – nie tylko dlatego, że ją znałam. Lubiłam ją, bo czułam, że jestem w niej dobra. Bo miałam ambicję. Bo chciałam więcej – nie z chciwości, ale z pasji. Myślałam o kolejnych studiach, nowych kwalifikacjach. W głowie miałam plan na następne kilka lat – jak piąć się wyżej, jak jeszcze lepiej pracować, rozwijać się. A potem wszystko się posypało. --- Choroba przyszła cicho. Ale zabrała głośno. Najpierw odebrała mi siły. Potem pewność siebie. Potem plany. Nie poszłam wyżej. Nie zapisałam się na te studia. Nie zrealizowałam kolejnych kroków. Zamiast tego – leżę. Czasem dosłownie. Czasem symbolicznie – w miejscu. Są dni, kiedy płaczę z bezsilności. Ze strachu. Z tęsknoty za sobą sprzed choroby. Bo bardzo mi szkoda mojej pracy. Bardzo mi szkoda mojego stanowiska. I bardzo się boję. Co będzie, jeśli nie wrócę? Jeśli to, co budow...

Moja droga do bloga - skąd pomysł na "Siłę codzienności"

Przez długi czas żyłam (w sumie dalej żyję) w cieniu bólu, zmęczenia i walki o zdrowie i normalne życie. Mój organizm wielokrotnie dawał mi sygnały, że coś jest nie tak – a ja, jak wiele osób, ignorowałam je, próbując normalnie funkcjonować, pracować, zajmować się domem i wychowaniem dziecka. Przeszłam przez wiele trudnych momentów – choroby, operacje, powroty do sprawności, upadki psychiczne i powolne próby wstawania. Z czasem zrozumiałam, że nie muszę szukać siły w nadzwyczajnych wydarzeniach. Najwięcej mocy znajduje się właśnie w tej zwykłej codzienności – w tym, że mimo wszystko wstajesz rano z łóżka, idziesz na spacer, ćwiczysz, rozmawiasz, gotujesz. To z tych małych kroków buduję siebie na nowo. Blog „Siła codzienności” powstał z potrzeby podzielenia się moją historią – nie po to, by się użalać, ale by pokazać, że nawet po ciężkich przeżyciach można szukać sensu. Może nie od razu wielkiego „po co”, ale chociażby małego „na dziś”. Chcę dzielić się tu nie tylko swoją drogą zdrowotn...