Są dni, kiedy budzę się i od razu czuję ciężar wszystkiego – bólu, zmęczenia, wspomnień, które potrafią być bardziej przytłaczające niż jakakolwiek fizyczna niedyspozycja. Są poranki, kiedy najchętniej schowałabym się pod kołdrą i została tam do jutra. Ale rzeczywistość nie pyta, czy dziś mam siłę. Codzienność ma własny rytm, własne potrzeby i obowiązki, które nie znikają, kiedy akurat nie mam siły się z nimi zmierzyć.
Z czasem zrozumiałam, że to nie o siłę tu chodzi, tylko o wybory. Codzienne, drobne decyzje – czy dziś wstanę, choćby powoli? Czy napiję się wody z cytryną, jak sobie obiecałam? Czy zrobię te kilka ćwiczeń, które pomagają mi lepiej funkcjonować, nawet jeśli ciało protestuje? To są moje małe bitwy. I nie wygrywam ich wszystkich. Ale wystarczy, że wygram jedną dziennie. Czasem to wystarczy, żeby dzień nie był stracony.
W chorobie, w rekonwalescencji, w zmaganiach psychicznych i fizycznych – bardzo łatwo wpaść w pułapkę myślenia, że wszystko powinno się dziać „jak kiedyś”, „jak u innych”. Ale ja nie jestem jak kiedyś. I nie muszę być. Wystarczy, że jestem dziś – tu i teraz – i że robię tyle, ile mogę. Nawet jeśli to tylko oddech, chwila dla siebie, spacer, ugotowany obiad czy po prostu uśmiech do kogoś bliskiego.
Każdy dzień to próba. Nie idealna, ale moja. A siła? Siła nie zawsze krzyczy. Czasem po prostu szepcze: „wstań, spróbuj jeszcze raz”.
---
Dziękuję, że jesteś tu ze mną. Za każde polubienie, za każdy komentarz, za każde udostępnienie. To daje mi siłę i motywację, że to, co robię, ma sens.
Komentarze
Prześlij komentarz