Przejdź do głównej zawartości

Nie wróciłam do dawnej siebie. I dobrze.

Na początku każdy mi to mówił: "Zobaczysz, wrócisz do formy. Wrócisz do siebie."
Brzmiało to jak pocieszenie, jak obietnica, że jeszcze będzie tak, jak było.
Tylko że… ja już nie chcę, żeby było tak, jak było.

Dawna ja – ta sprzed bólu, operacji, łez i zmęczenia – nie zatrzymywała się ani na chwilę. Zawsze na wysokich obrotach, zawsze „ogarniająca”, nawet jeśli kosztem siebie. Ciało dawało sygnały, że coś jest nie tak, ale kto by się przejmował? Tabletka, kawa, papieros, jeszcze tylko jeden dzień, jeszcze tylko jeden obowiązek. Dopiero kiedy wszystko się posypało, położyłam się – dosłownie i w przenośni – i zaczęłam słuchać.

Dziś jestem kimś innym. Może słabszym fizycznie, ale silniejszym psychicznie. Może mniej efektywnym, ale bardziej uważnym. Może nie robię już wszystkiego – i bardzo dobrze. Wybieram. Odpuszczam. Odpoczywam bez wyrzutów sumienia. Czasem płaczę – ale już nie w ukryciu.

Nie, nie wróciłam do dawnej siebie. Bo nie chcę wracać do osoby, która nie umiała prosić o pomoc. Która myślała, że musi udowadniać swoją wartość, dopóki nie padnie na twarz.
Zmieniłam się. I to była najtrudniejsza, ale najpiękniejsza rzecz, jaka mnie spotkała.

Jeśli też czujesz, że po wszystkim, co przeszłaś/przeszedłeś, nie jesteś już tą samą osobą – to nie jest porażka. To może być Twój największy sukces.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Tęsknota za codziennością, która dawała siłę

 Są tacy, którzy mówią: „Nie lubię swojej pracy, robię to tylko dla pieniędzy”. Ja zawsze miałam inaczej. Praca była dla mnie czymś więcej – nie tylko obowiązkiem, ale miejscem, gdzie czułam się potrzebna, skupiona, żywa. Była moją odskocznią od domowych problemów, codziennych trosk i niepokoju. Gdy przekraczałam próg, wszystko zostawało za drzwiami – nie było już miejsca na zamartwianie się, na rozkładanie życia na czynniki pierwsze. Liczyło się tylko to, co tu i teraz. Praca wymagała ode mnie pełnej koncentracji, zaangażowania i odpowiedzialności. I dawała mi za to coś bardzo cennego – poczucie sensu, rytm, strukturę dnia. Od dłuższego czasu nie mogę jednak do niej wrócić. Choroba wywróciła moje życie do góry nogami. Ciało przestało współpracować, a ja musiałam się zatrzymać. I choć minęło już sporo czasu, tęsknota nie mija. Brakuje mi tej codziennej rutyny, porannych przygotowań, znajomych twarzy, odpowiedzialności – wszystkiego, co tworzyło moją „pracową rzeczywistość”. Bardzo ...

Moja droga do bloga - skąd pomysł na "Siłę codzienności"

Przez długi czas żyłam (w sumie dalej żyję) w cieniu bólu, zmęczenia i walki o zdrowie i normalne życie. Mój organizm wielokrotnie dawał mi sygnały, że coś jest nie tak – a ja, jak wiele osób, ignorowałam je, próbując normalnie funkcjonować, pracować, zajmować się domem i wychowaniem dziecka. Przeszłam przez wiele trudnych momentów – choroby, operacje, powroty do sprawności, upadki psychiczne i powolne próby wstawania. Z czasem zrozumiałam, że nie muszę szukać siły w nadzwyczajnych wydarzeniach. Najwięcej mocy znajduje się właśnie w tej zwykłej codzienności – w tym, że mimo wszystko wstajesz rano z łóżka, idziesz na spacer, ćwiczysz, rozmawiasz, gotujesz. To z tych małych kroków buduję siebie na nowo. Blog „Siła codzienności” powstał z potrzeby podzielenia się moją historią – nie po to, by się użalać, ale by pokazać, że nawet po ciężkich przeżyciach można szukać sensu. Może nie od razu wielkiego „po co”, ale chociażby małego „na dziś”. Chcę dzielić się tu nie tylko swoją drogą zdrowotn...

Syn

To on sprawia, że wiem, że muszę być, żyć, funkcjonować. Jest moją podporą – codzienną, cichą, a jednocześnie ogromną. Cieszę się, że go mam. Codziennie. Choć jest jeszcze nastolatkiem, przeszedł więcej, niż wielu dorosłych. Może kiedyś o tym napiszę – bo to historia, która zasługuje na opowiedzenie. Ale dziś chcę napisać o momencie, który przewrócił mnie... po to, bym mogła się podnieść. Pokłóciliśmy się. Byłam zmęczona, rozdrażniona, chora, sfrustrowana. A on – zamiast się zamknąć w sobie, powiedział mi wprost: „Mamo, o wszystko się mnie czepiasz, wszystko Ci nie pasuje. Mam już dość. Zrób coś z sobą, bo nie da się już z Tobą wytrzymać”. Te słowa zabolały jak nic wcześniej. Płakałam. Było mi strasznie przykro. Ale kiedy ból opadł – zostały tylko te słowa. I... prawda. Miał rację. Potrzebowałam tego kopniaka. Nie od świata, nie od lekarzy, nie od kogokolwiek z zewnątrz. Potrzebowałam go właśnie od niego. Bo on wie najlepiej, jaka jestem naprawdę – i jak bardzo mnie nie było w tamtym c...