Mam takie swoje miejsce na ziemi. Nie odwiedzam go często, bo nie leży tuż za rogiem. Ale kiedy tylko mam możliwość – jadę tam bez wahania.
W środku lasu. Cisza. Spokój. Brak zasięgu. Tylko ja i natura. Tam oddycham inaczej – głębiej, spokojniej, prawdziwiej. Tam przestaję analizować, martwić się, gonić za czymkolwiek.
To miejsce działa na mnie jak balsam. Ukojenie dla ciała zmęczonego codziennością. Azyl dla duszy, która czasem po prostu musi uciec.
Nie potrzebuję tam niczego wielkiego – wystarczy kawa, hamak a wieczorem kominek i fotel bujany. Tam wszystko ma inny rytm. Jakby czas zwalniał tylko dla mnie.
To właśnie tam przypominam sobie, że świat nie musi być szybki. Że nie muszę być cały czas silna. Że czasem wystarczy po prostu być.
I że warto mieć takie miejsce, do którego można uciec – choćby tylko na chwilę – i w którym można schować się przed całym światem.
Komentarze
Prześlij komentarz