Przejdź do głównej zawartości

Nie myślałam, że ten blog aż tak mi pomoże

Kiedy zakładałam tego bloga, nie wiedziałam, jak ogromną rolę odegra w moim życiu. Początkowo traktowałam go bardziej jako sposób na uporządkowanie swoich myśli i doświadczeń. Chciałam podzielić się tym, przez co przeszłam, w nadziei, że może ktoś w podobnej sytuacji znajdzie tu pocieszenie, inspirację lub po prostu poczuje, że nie jest sam.

Z czasem jednak blog stał się czymś znacznie więcej. Stał się moją codzienną terapią, przestrzenią, w której mogę otworzyć się na siebie i na innych. Pisanie pozwala mi na uwolnienie emocji, które czasami trudno wyrazić w codziennych rozmowach. Często, gdy piszę o trudnych chwilach – o chorobach, operacjach, stresie czy depresji – czuję, jakby część tego ciężaru schodziła ze mnie. To niesamowite, jak proces pisania potrafi leczyć.

W momencie, gdy zaczęłam dzielić się swoimi doświadczeniami, zauważyłam, jak bardzo pomaga mi to w procesie wychodzenia z trudnych sytuacji. Przestałam czuć się tak samotna. Każdy komentarz, każda wiadomość od osoby, która przeszła przez coś podobnego, dodaje mi sił i motywacji, by dalej dążyć do zdrowia i równowagi. Wiem, że moje słowa mogą komuś pomóc, a to daje mi poczucie, że to, co robię, ma sens.

Pisząc na blogu, często uświadamiam sobie rzeczy, których wcześniej nie zauważałam. Widzę, jak daleko już zaszłam i ile rzeczy w moim życiu się zmieniło na lepsze. Kiedyś zrozumienie własnych emocji i przejść wydawało mi się trudne, ale teraz pisanie o nich pozwala mi je lepiej zrozumieć i zaakceptować.

Nie spodziewałam się, że blog stanie się tak ważnym elementem mojego procesu zdrowienia. Daje mi on siłę do codziennego stawiania czoła nowym wyzwaniom, przypomina o tym, jak wiele potrafię, i pozwala mi dostrzegać drobne sukcesy, które wcześniej mogłyby umknąć mojej uwadze.

Zaczęło się od chęci podzielenia się swoimi doświadczeniami, a teraz blog stał się dla mnie nieocenionym narzędziem w procesie odzyskiwania siebie i budowania siły codzienności. I choć nie wiem, co przyniesie przyszłość, jedno jest pewne: nie myślałam, że ten blog aż tak mi pomoże.

Na koniec chciałabym serdecznie podziękować wszystkim czytelnikom. Za każde polubienie, za każdy komentarz, za każde udostępnienie. To daje mi siłę i motywację, by wierzyć, że to, co robię, ma sens. Dziękuję, że jesteście ze mną w tej podróży!

Komentarze

  1. Ten blog pomaga Tobie a Ty tym blogiem pomagasz wielu osobom.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo się cieszę. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Tęsknota za codziennością, która dawała siłę

 Są tacy, którzy mówią: „Nie lubię swojej pracy, robię to tylko dla pieniędzy”. Ja zawsze miałam inaczej. Praca była dla mnie czymś więcej – nie tylko obowiązkiem, ale miejscem, gdzie czułam się potrzebna, skupiona, żywa. Była moją odskocznią od domowych problemów, codziennych trosk i niepokoju. Gdy przekraczałam próg, wszystko zostawało za drzwiami – nie było już miejsca na zamartwianie się, na rozkładanie życia na czynniki pierwsze. Liczyło się tylko to, co tu i teraz. Praca wymagała ode mnie pełnej koncentracji, zaangażowania i odpowiedzialności. I dawała mi za to coś bardzo cennego – poczucie sensu, rytm, strukturę dnia. Od dłuższego czasu nie mogę jednak do niej wrócić. Choroba wywróciła moje życie do góry nogami. Ciało przestało współpracować, a ja musiałam się zatrzymać. I choć minęło już sporo czasu, tęsknota nie mija. Brakuje mi tej codziennej rutyny, porannych przygotowań, znajomych twarzy, odpowiedzialności – wszystkiego, co tworzyło moją „pracową rzeczywistość”. Bardzo ...

Co zrobić, kiedy jesteś już na samym końcu… wszystkiego

Są takie dni, kiedy nie chodzi już o złe samopoczucie. Ani o gorszy humor, ani o to, że boli. Chodzi o to coś głębiej, co pęka w człowieku bez dźwięku. Kiedy wstajesz rano i wiesz, że to będzie kolejny dzień z serii „nie dam rady”. Kiedy czujesz, że jesteś na końcu. Na końcu cierpliwości. Na końcu wytrzymywania. Na końcu sił, myśli, nadziei. I wszystko w środku mówi ci, że z tego końca to już się nie wraca. --- Wiesz, ile razy ja tam byłam? Nie w odwiedzinach. Nie na chwilę. Z walizką. Z rezygnacją. Z sercem, które miało już dość. Nie miałam ochoty słuchać, że „będzie lepiej”, „czas leczy”, „trzeba być silnym”. Bo wtedy nie chcesz być silny. Chcesz zniknąć. Albo po prostu przestać czuć. --- Ale coś ci powiem – może to jedyna rzecz, jaką warto wtedy usłyszeć: „Koniec” to bardzo dziwne miejsce. Bo to właśnie tam można się zatrzymać na tyle, żeby usłyszeć siebie. Nie świat, nie ludzi, nie oczekiwania – ale ten szept z głębi ciebie, który mówi: „Nie wiem jak, nie wiem kiedy, ale jeszcze sp...

„Choroba zabrała mi plany, ale dała inną siłę”

Krótko przed chorobą wydarzyło się coś, co wtedy wydawało mi się szczytem. Dostałam awans. Taki, o który walczyłam długo, wytrwale, z resztkami sił. Lubiłam swoją pracę – nie tylko dlatego, że ją znałam. Lubiłam ją, bo czułam, że jestem w niej dobra. Bo miałam ambicję. Bo chciałam więcej – nie z chciwości, ale z pasji. Myślałam o kolejnych studiach, nowych kwalifikacjach. W głowie miałam plan na następne kilka lat – jak piąć się wyżej, jak jeszcze lepiej pracować, rozwijać się. A potem wszystko się posypało. --- Choroba przyszła cicho. Ale zabrała głośno. Najpierw odebrała mi siły. Potem pewność siebie. Potem plany. Nie poszłam wyżej. Nie zapisałam się na te studia. Nie zrealizowałam kolejnych kroków. Zamiast tego – leżę. Czasem dosłownie. Czasem symbolicznie – w miejscu. Są dni, kiedy płaczę z bezsilności. Ze strachu. Z tęsknoty za sobą sprzed choroby. Bo bardzo mi szkoda mojej pracy. Bardzo mi szkoda mojego stanowiska. I bardzo się boję. Co będzie, jeśli nie wrócę? Jeśli to, co budow...