Kiedy przestałam chodzić do pracy, pojawiła się pustka. Taka, której nic nie potrafiło od razu wypełnić. Praca była moją codziennością, obowiązkiem, ale też czymś, co nadawało rytm dniom. A kiedy nagle tego zabrakło, poczułam, jak bardzo można się zagubić.
Pisanie bloga i książki stało się dla mnie czymś więcej niż zajęciem. To nie tylko słowa na ekranie – to sposób, by poukładać własne myśli, by wyrzucić z siebie ból, tęsknotę i nadzieję. To też namiastka obowiązku, która daje mi poczucie, że robię coś ważnego, choć inaczej niż dawniej.
Lubię to robić. Lubię moment, kiedy zdanie samo układa się w głowie, kiedy mogę zamknąć emocje w słowach. Pisanie wypełnia pustkę i sprawia, że choć na chwilę czuję się potrzebna – sobie samej, a czasem też komuś innemu, kto przeczyta i odnajdzie w tym kawałek siebie.
Ale wiem też, że to nie zastąpi prawdziwej pracy. To nie jest sposób na życie, raczej most, który pomaga mi przetrwać ten czas zawieszenia. W głębi serca wciąż mam nadzieję, że przyjdzie dzień, kiedy wrócę do „normalnej” pracy – takiej, w której znów poczuję, że jestem w pełni samodzielna.
A do tego czasu piszę. Piszę, bo to moje lekarstwo, moje zajęcie, mój sposób na to, by nie dać się zatrzymać całkowicie. Piszę, bo dzięki temu łatwiej mi uwierzyć, że jeszcze wiele rozdziałów – nie tylko w książce, ale i w życiu – wciąż czeka na napisanie.
Komentarze
Prześlij komentarz