W Polsce chorowanie to sport ekstremalny.
Przeżyją tylko ci, którzy mają siłę stać w kolejkach, odwagę pytać i cierpliwość czekać.
Tu zdrowie nie jest tylko celem – jest warunkiem, by w ogóle rozpocząć walkę o leczenie.
Bo najpierw musisz mieć zdrowie… żeby wytrzymać czekanie na wizytę.
Zdrowie… żeby nie zwariować, gdy słyszysz „najbliższy termin za pół roku”.
Zdrowie… żeby nie stracić nadziei, gdy po tej półrocznej kolejce lekarz rzuca: „To proszę zrobić jeszcze dwa badania – terminy? Również kilka miesięcy”.
Zdrowie… żeby mieć siłę wstać następnego dnia i próbować dalej.
W tym systemie choroba to dopiero początek.
Prawdziwa walka zaczyna się wtedy, gdy próbujesz znaleźć kogoś, kto w ogóle dostrzeże, że cierpisz.
Tutaj pacjent musi być wojownikiem:
– z długopisem w ręku, wypełniający kolejne skierowania,
– z telefonem przy uchu, który dzwoni do rejestracji po raz dziesiąty,
– z notatnikiem w głowie, w którym układa plan, jak przeżyć do następnego badania,
– z sercem bijącym szybciej nie z emocji, ale z lęku, że znów odeślą go „gdzie indziej”.
I jeszcze z nadzieją, której nikt nie powinien musieć nosić w pojedynkę.
„Proszę się nie stresować” – mówi lekarz, który właśnie wyznaczył termin za 8 miesięcy.
„Proszę uzbroić się w cierpliwość” – słyszysz, chociaż broń dawno Ci się skończyła.
„Proszę nie panikować” – choć w głowie masz już setki najgorszych scenariuszy, bo nikt nie powiedział Ci, co się naprawdę dzieje.
System sprawia, że pacjent nie tylko choruje – on walczy. O siebie. O diagnozę. O prawo do bycia potraktowanym poważnie.
Bo tu nie wystarczy być chorym.
Trzeba jeszcze być silnym.
Paradoksalnie – w procesie leczenia najłatwiej stracić to, czego najbardziej potrzeba: energię, nadzieję, wiarę w to, że to wszystko ma sens.
Czasem mam wrażenie, że w tym kraju bardziej niż lekarza potrzebuję tarczy, miecza i zbroi.
Bo w Polsce nie leczy się spokojnie.
W Polsce – żeby się leczyć – trzeba mieć zdrowie.
Komentarze
Prześlij komentarz